Miejsce drugie – baribale, czyli czarne niedźwiedzie. Te z kolei wybierają strategię kompletnie odmienną niż pandy i wychodzą z założenia, że wychowanie dwójki czy trójki dzieci to taki sam wysiłek jak zajmowanie się jednym, ale zysk genetyczny jest dwu-, trzykrotnie większy. Jeśli więc danego roku w miocie urodzi się tylko jeden niedźwiadek, wyrachowana mamuśka potrafi go porzucić, licząc na to, że w przyszłym roku łaskawy los pozwoli jej urodzić bardziej godną wysiłku ilość potomstwa.
Jak to jednak możliwe, że dwa bardzo blisko spokrewnione gatunki, pandy i baribale, mają tak odmienne poglądy na macierzyństwo? To kwestia strategii życiowej – dla pand ogromny wysiłek stanowi utrzymanie przy życiu samych siebie, ponieważ dieta oparta niemal wyłącznie na pędach bambusa jest bardzo nieefektywna energetycznie. Z tego powodu trud rodzicielstwa jest tak duży, że panda wielka zwykle nie jest w stanie wychować dwójki silnych dzieci, a dwoje słabych to znacznie większy problem niż jedno, za to silne. Z kolei baribale żywią się znacznie bogatszą w składniki zwierzęce mieszanką, więc upolowanie ryby dla dwojga czy trojga dzieci nie kosztuje ich zbyt wiele.
Kategoria: praktyki niepedagogiczne
Wiadomo, że sprawiedliwości na świecie nie ma, ale niektóre ptaki wręcz się uparły, by udowodnić to swoim dzieciom. Pierwsze miejsce – orzeł czarny. Kochająca mamusia znosi dwa jajka i dzielnie wysiaduje je przez 45 dni. Po tym czasie sielanka się kończy – pani orlica zajmuje się troskliwie silniejszym pisklęciem, drugie ledwie podtrzymując przy życiu. Maminy wybraniec rośnie więc szybko i w krótkim czasie rozprawia się z rodzeństwem, zadziobując je, a zazwyczaj też pożerając. A mama? Najwyraźniej jest dumna z dzieciątka, bo absolutnie nie próbuje mu przeszkadzać w agresywnych poczynaniach. Po co więc składała dwa jajka? To proste – jedno z nich jest polisą ubezpieczeniową na wypadek straty drugiego. Gdy pisklę już się wylęgnie, zwyczajnie zjada polisę. Drugie miejsce należy się perkozowi argentyńskiemu, który wywalczył je, ryzykując wyginięcie własnego gatunku. Ptaki te, delikatnie mówiąc, nie są mistrzami kamuflażu – zakładają gniazda na pływających swobodnie wodnych roślinach, a ich jasne grzbiety stanowią doskonały cel dla rozmaitych drapieżników. Państwo perkozowie wysiadują zwykle dwa jajka, jednak kiedy tylko pierwsze pisklę się wykluje, czym prędzej opuszczają wraz z nim gniazdo, pozostawiając drugie dziecko na pożarcie. Należałoby więc oczekiwać, że pierworodny będzie oczkiem w głowie rodziców. Otóż nie – często jest porzucany, kiedy zaczyna brakować pożywienia. Nic więc dziwnego, że na statystyczną parę państwa perkozów rocznie przypada nie więcej niż 0,2 pisklęcia, a potencjał rozrodczy tego gatunku należy do najniższych w przyrodzie.
Kategoria: kulinaria
I znowu na pierwszym miejscu zupełne zaskoczenie. Proszę państwa, drapieżne, krwiożercze, śmiertelnie niebezpieczne... chomiki. Reprezentują one postawę, którą można nazwać macierzyństwem życzeniowym – rodzą tyle małych, ile im się uda, z nadzieją, że dadzą radę wykarmić całe potomstwo. Jeśli jednak warunki nie okażą się dość sprzyjające, skupiają się na wykarmieniu wyłącznie najsilniejszych dzieci. Słabsze są przez mamusię po prostu zjadane.
Na drugiej pozycji mistrzowie zapobiegawczości – jaszczurki z rodziny scynkowatych. Jeśli w rejonie, w którym złożyły jajka, zrobi się zbyt niebezpiecznie, gadzie mamy zjadają to, co złożyły, nie czekając na wyklucie się młodych. Po krótszym zastanowieniu metoda ta wydaje się całkiem sensowna, bo jaszczurcze jajka to prawdziwe bomby energetyczne, a ich powrót do wnętrza mamy sprawia, że ma ona siłę szykować się do nowego cyklu rozrodczego. Oby tym razem wybrała lepsze miejsce. W tej kategorii przyznajemy nagrodę specjalną za kompletnie bezsensowne postępowanie. Rekiny zasadniczo nie słyną z przenikliwego intelektu, a żarłacze galapagoskie wykazują się szczególną skłonnością do tragicznych pomyłek. Ich dzieci muszą się trzymać płytkich wód, ponieważ zejście na większą głębokość może oznaczać dla nich spotkanie z dużym przedstawicielem własnego gatunku, często rodzoną matką. A dla dorosłego żarłacza galapagoskiego wszystko, co pływa, nadaje się do jedzenia. Dzieci też.
Kategoria specjalna: matki troskliwe
Po takim festiwalu wyrodności proponujemy coś na ochłonięcie. Tym razem nagrody specjalne – przykłady bezprzykładnego zaangażowania w wychowanie. Królik. Maleńkie i słodziutkie króliczki są porzucane przez matkę niemal natychmiast po urodzeniu i przez kolejne 25 dni odwiedzane przez zaledwie dwie minuty dziennie. Ten, wydawałoby się, karygodny przykład niedbałości w rzeczywistości jest szczególną strategią przetrwania. Króliki (poza tymi ze „Świętego Graala" Monty Pythona) nie są wyposażone w pazury, kły, kolce jadowe ani choćby twarde skorupy i stanowią ulubiony cel polowań licznych drapieżników. Młode króliki to już specjał szczególny, bo wyjątkowo smaczny, a przy tym kompletnie bezbronny. Dlatego królicza mama robi wszystko, by nie zdradzić położenia nory, w której ukryte są młode. Rzadkie i krótkie odwiedziny to forma kamuflażu. Sądząc po tempie namnażania – skuteczna. Na koniec przykład budujący – mama walcząca o młode jak lwica, czyli wróblica. Samica tego ptaka tak troszczy się o swoje potomstwo, że zadaje sobie trud wyszukiwania innych samic, które był łaskaw zapłodnić jej partner. Gdy zlokalizuje takie wraże gniazdo, czeka na odpowiednią okazję i zabija siedzące w nim młode. To sposób na zagwarantowanie, że wróbli tata będzie miał dość czasu na opiekę nad jej własnymi dziećmi. Naśladownictwa nie polecamy.