Niemcy chciały być zawsze pomostem pomiędzy Zachodem a Putinem. Czy za prezydentury Joe Bidena ten scenariusz nabrać może realnych kształtów?
Niemcy próbowały prowadzić niejako dwutorową politykę wobec Rosji polegającą na dążeniu do przyhamowania rosyjskich zapędów z jednej strony i utrzymania kontaktów z drugiej. Berlin był więc za sankcjami po 2014 roku, ale nadal szukał możliwości współpracy w niektórych dziedzinach jak dostawy energii.
Niemcy angażują się czynnie na rzecz wzmocnienia wschodniej flanki NATO, ale w dalszym ciągu dążą do dialogu z Moskwą. Przy tym Niemcy są przeciwne otwarciu perspektywy członkostwa w NATO dla Ukrainy i Gruzji. Lecz są za stowarzyszeniem tych krajów z UE. Rosja jest temu przeciwna. Generalnie rzecz biorąc, efekty takiego podejścia do Rosji były skromne i to doprowadziło do pewnego otrzeźwienia. Ale nadal nie ma znanych z przeszłości wielkich debat koncepcyjnych dotyczących ułożenia przez Niemcy czy UE relacji z Moskwą. W tej sytuacji ewentualne zakończenie budowy Nord Stream 2 niczego zasadniczo nie zmienia. Koniec projektu natomiast oznaczałby redukcję współpracy niemiecko-rosyjskiej.
Ważniejszy jest szerszy kontekst strategiczny. Gdyby Stany Zjednoczone doszły do wniosku, że w sytuacji wyzwań związanych z Chinami konieczne jest bardziej pragmatyczne podejście do Rosji, Berlin znalazłby łatwo wspólny język z Waszyngtonem. Taki amerykańsko-rosyjski „reset bis" wydaje się jednak dość nieprawdopodobny. Nie wykluczam więc pewnych napięć na linii Berlin–Waszyngton w sprawach rosyjskich.