Podstawowy do podjęcia decyzji. Oczywiście rozczarowanie narastało już wcześniej. Nie jestem naiwny, wiem, że polityka wymaga czasem kompromisów. Ale po kolei żadne obietnice nie były spełniane. Przysięgali, że wprowadzą wspomniane okręgi jednomandatowe, i nic. Żeby być uczciwym, przyznam, że kilka ruchów w obszarze zarządzania policją, spraw, które leżą mi na sercu, było dobrych.
Wiele osób pyta, dlaczego był pan taki cichy na spotkaniu celebrytów z premierem Tuskiem w TVN?
Bo zorientowałem się błyskawicznie, że to jest ustawione. Że gdy dotykam trudniejszych dla premiera tematów, na przykład zmiany ordynacji wyborczej, zmieniany jest temat. Gdy tylko pokazałem kilka razy te złamane obietnice PO, następowało kopnięcie w słuchawkę Mellera. Ktoś mu tam może kazał – albo sam chciał – i zmiana tematu na jakąś marihuanę. Dałem więc sobie spokój. I było mi przykro, gdy wasz kolega redakcyjny, pan Warzecha, napisał, że „tylko idiota Kukiz nie zorientował się, że to była ustawka". Nawet nie zadzwonił, żeby zapytać mnie, co sądzę na temat „Śniadania". Ponieważ mam teraz okazję, chciałbym zaproponować temu panu przejście do „Wyborczej", gdzie wspólnie z nią będzie mógł sobie z Kukiza zrobić chłopca do bicia.
Mocno pan bije, za mocno. To zupełnie inna klasa, inna liga. Ale warto zastanowić się, dlaczego większość Polaków patrzy na Smoleńsk czy na rządy PO z obojętnością? Dlaczego kolejne skandale przechodzą bez echa?
Cóż ja na to mogę poradzić? Swoje robi propaganda, która rozwadnia mózgi, a z każdego dopytującego się – wariata. Działa też ich wizerunek wyluzowanych kolesiów. Na wielu to wpływa, tym się kierują.
Śledził pan dyskusję o lemingach?
Tak. Mam tezę, że dziś lemingami są ci, którzy jutro będą moherami, a dziś moherami są ci, którzy jutro będą lemingami.
Nie bardzo rozumiemy...
To proste. Bo dla mnie lemingizm to niezdolność do samodzielnego myślenia i strach przed nim. To postawa, w której każda decyzja „mojej" władzy, każda opinia polityka jest przyjmowana bezkrytycznie. To postawa kibolska w życiu publicznym. Leming zawsze, co by jego idole nie zrobili, akceptuje kibolską mentalność typu „Polacy nic się nie stało". I dla leminga nie jest ważna przyszłość jego wnuków, ale to, by sprać pyski kiboli drugiej strony.
Istotą leminga jest jednak to, że zdjął ze swojego widzenia dobro wspólnoty.
Tu musielibyśmy wgłębiać się w definicję lemingów, bo przecież – chcąc nie chcąc – automatycznie tworzy się wspólnota, której dobrem jest zwycięstwo ich wodza. Zwycięstwo jednak nie w sensie interesu państwa, ale dokopania swojemu przeciwnikowi. Oczywiście dla leminga platformianego „fajność" jest ważniejsza niż dla innych lemingów. Ale zlemingowana jest i jedna, i druga strona. Z tą jednak różnicą, że wśród moherów jest znacznie mniej lemingów klasycznych, bo z kolei klasyczny moher to dla mnie osoba, dla której dobro państwa jest priorytetem, i w tym sensie sam siebie mogę zaliczyć do moherów (śmiech). Mam swoje doświadczenia z różnymi piosenkami i pamiętam, jak bito we mnie, tak właśnie po lemingowemu, i z prawej, i z lewej. A teraz jeszcze przygoda z obecną płytą „Siła i honor", której wszystkie stacje radiowe odmówiły patronatu.
Polskie Radio twierdzi, że gra pana piosenkę.
Czytałem tę informację dokładnie, choć nie jest pewne, kto dokładnie to powiedział: czy ktoś z Programu I, czy z Trójki. Twierdzą, że od kwietnia na playliście znajduje się piosenka Kukiza promująca nowy album Kukiza „Siła i honor". A jaka jest prawda? To jest piosenka „Czary-mary" promująca album zespołu Kukiz i Piersi, który ukaże się pod koniec roku. Zupełnie inny utwór, innego zespołu. Zresztą grają to tylko w Programie I. To im nie przeszkadza wytwarzać komunikatów, że wszystko jest w porządku. Kompletny brak odpowiedzialności za słowo albo świadectwo tego, że nie słuchali płyty, bo piosenki, o której mówiłem, na płycie „Siła i honor" nie ma.
Dziś to problem szerszy. Kto na przykład odpowiada za różne informacje ukazujące się na wielkich portalach? Kto je redaguje? U kogo interweniować, gdy kłamią, a kłamią często? Nie wiadomo.
Dokładnie tak jest. Gazeta.pl napisała na przykład kiedyś, że jakaś spółka wydzwania w imieniu różnych artystów, m.in. moim, do internautów, domagając się odszkodowań za ściągnięcie piosenki, w przeciwnym wypadku grożąc pozwem. Słowem – szantażuje biednych ludzi. I poleciał „news" po całej sieci! Tymczasem ja z tym nic nie miałem wspólnego – nagrałem tam, obok Maleńczuka, trzy piosenki, wziąłem honorarium i tyle mojego udziału. Aferę jednak nakręcili, robiąc ze mnie zachłannego kolesia, choć w tym czasie wydałem kilkadziesiąt tysięcy na kilka piosenek, które sam wyprodukowałem i wpuściłem darmowo do sieci, z potrzeby serca i konieczności chwili. Choćby „17 Września" czy „Sztajnbach".
Udało się odkręcić sytuację?
Próbowałem. Ale jak? Ja piszę do nich e-mail jako Paweł Kukiz, a oni do mnie jako „Zespół Gazeta.pl". Nie wiem, z kim rozmawiam! Czuję się, jakbym dzwonił na infolinię Telekomunikacji Polskiej. Możesz sobie gadać do woli, możesz się wkurzać, i tak nikt nie odsłucha.
Płytę „Siła i honor", którą mieliśmy przyjemność już wysłuchać, odczytujemy jako apel – nie kłamcie o polskiej historii. Nie róbcie z nas sprawców, kiedy jesteśmy ofiarami II wojny światowej.
Myślę, że to trochę zawęża ideę całościowego przekazu płyty, ale na pewno ten apel, o którym panowie mówią, jest bardzo istotny. Powstaje jakaś chora sytuacja, w której – czy to umyślnie, czy przez ignorancję – robi się z Polaków głównych sprawców złych rzeczy. Konkretnie z Polaków. Na przykład mówiąc o Jedwabnem, nie rozpatruje się zbrodni pod kątem zezwierzęcenia bandytów, którym – podejrzewam – obojętne było wówczas, kogo zarżną i okradną, ale w kategorii „zbrodni polskiej na narodzie żydowskim". Z drugiej strony z perspektywy mojego 50-lecia widzę, jak stopniowo przeinaczano prawdę o Holocauście. W dzieciństwie uczono mnie, że Niemcy rozpętali wojnę i wybudowali obozy koncentracyjne. Na marginesie – w Auschwitz zamordowano kilku moich bliskich krewnych, w tym ojca mojej mamy. W szkole średniej zaczęto mówić o obozach koncentracyjnych faszystowskich Niemiec, a dziś właściwie mówi się już tylko o nazistowskich obozach zagłady. I z biegiem czasu ci naziści stają się coraz bardziej wyzbyci swojej narodowości. Stają się nazistami kosmitami, nie wiadomo skąd i dlaczego. Kompletne poplątanie, zakłamanie i fałsz. Już nawet prezydent USA „przejęzycza się", mówiąc o „polskich obozach koncentracyjnych", co więcej można odnieść wrażenie, że niczego szczególnie zdrożnego w tym przejęzyczeniu nie widzi. Trzeba więc wciąż przypominać, jak było naprawdę, trzeba głośno i wyraźnie o tym mówić. A nawet krzyczeć – tak, jak zrobiłem to na swojej płycie w utworze „Heil Sztajnbach".
Uważa pan, że podstawowa prawda o naszej historii jest zakłamywana?
To widać na każdym kroku. Mamy stopniowe, bezkarne zakłamywanie prawdy. I to niestety może doprowadzić do tego, że kłamstwo staje się prawdą. Sprzyja temu niestety sytuacja geopolityczna, po wyborze Obamy na prezydenta USA zostaliśmy tu, jak tyle razy w historii, na jakiejś ziemi niczyjej. Z jednej strony Rosja, z drugiej rozmyta Unia Europejska. Szkoda, że zarzucono po śmierci Lecha Kaczyńskiego plan budowy regionalnego sojuszu, to była jakaś odpowiedź. W powiązaniu z silnymi Stanami Zjednoczonymi dawało to jakąś szansę na dobry układ. Wszystko jednak się rozsypało. Tak to przynajmniej dziś widzę.
Wraca też pan do „Obławy" Kaczmarskiego na motywach Wysockiego. Dlaczego?
Śpiewałem to już wcześniej, ale nie zamieszczałem na żadnej płycie, bo nie pasowało do stylistyki. „Siła i honor" to moja bardzo osobista wypowiedź, to rzeczy, które we mnie tkwiły, musiałem to z siebie wyrzucić. „Obława" – w kontekście całej płyty – pełni funkcję obrazu mówiącego o dokończeniu „czystki" po 1945 r., tropieniu i eliminacji żołnierzy wyklętych. Zresztą cała płyta składa się z takich symbolicznych obrazów.
Spotkały pana ze strony publicysty „Gazety" zarzuty „monetyzacji japy", czyli „sprzedaży wizerunku patrioty", co – sądząc po artykule autora – jest równoznaczne z propisowskimi poglądami, a nawet z chęcią wkupienia się w łaski PiS-owskich samorządowców.
Po pierwsze – nigdy w życiu przed napisaniem jakiejkolwiek piosenki nie zastanawiam się, czy na niej zarobię, czy nie. Bo taka piosenka jest z góry dotknięta skazą braku szczerości autora, co – proszę mi wierzyć – natychmiast wyłapują słuchacze, przynajmniej ci „niezlemingowani". Panowie, ja w ogóle nie wiem, czy płyta przyniesie dochód. Nikt tego nie wie. Piractwo jest tak powszechne, że wielce wątpliwe, żeby ze sprzedaży samej płyty zwróciły się choćby te pieniądze, które wydałem na ten projekt z własnej kieszeni. Dopiero gdy mi się skończyły, podpisałem kontrakt z Sony Music. Koncertów jest obecnie znacznie mniej niż kiedyś, dotyczy to praktycznie wszystkich, i to bez względu na to, czy w „Kaczych Dołach" – jak obrazowo pan Orliński określił polską prowincję – władzę sprawuje PiS czy PO. A właśnie z koncertów i z tytułu praw autorskich żyją twórcy. Interesujące natomiast jest to, dlaczego o tej „monetyzacji" „Gazeta" nie napisała w czasach, kiedy nagrywałem ładne piosenki z Janem Borysewiczem. Zresztą wielce prawdopodobne, że stworzę z nim następną płytę. Po tej teraz już mogę sobie na to pozwolić. Mogę zagrać spokojne, stonowane ballady, bo nie jestem osobą, która non stop żyje walką. A nawet jeśli – każdy musi odpocząć, by nabrać sił.
Ballady? Które stacje radiowe je puszczą?
Oni tam w większości, w rozgłośniach radiowych, obecnie niewiele interesują się piosenką w sensie jej wartości jako utworu mającego samodzielny byt. Piosenka ma być „taka jak wszystkie". Ma być ładna, stonowana, bezpieczna. Bo stacje są po to, by wprowadzać odbiorcę w letarg, usypiać go i na tym podkładzie serwować skuteczniej reklamę i propagandę. Wszystko, co mogłoby tego słuchacza jakoś zbudzić, poruszyć, zburzyć jego spokój, nawet tylko muzycznie, jest wykluczone. Ideał osiągnęły w tej mierze RMF i Zet, które od wielu lat puszczają te same piosenki.
Rozgłośnie publiczne też tak działają?
Niestety, tak. W coraz większym stopniu, choć one powinny się kierować innymi celami. Bo o ile – słowo honoru – nie mam żadnych pretensji do RMF czy Zetki (w końcu to rozgłośnie prywatne i grają tak, jak grają już od bardzo dawna), o tyle nie ma mojej zgody na taką formułę w radiu publicznym. Ono jest dla wszystkich. Także dla tych, którzy kontestują zastaną rzeczywistość. Jedynym powodem, dla którego radio publiczne może nie zgodzić się na prezentację piosenki, może być – bardzo ogólnie mówiąc – jej ewidentna szmirowatość. Nie ma mojej zgody na to, by w publicznym radiu wszystko było coraz bardziej podobne, wtórne, takie tabletki na spokojny sen.
Mamy też w mediach, także tych publicznych, coraz silniejszy nacisk w sprawach obyczajowych, propagandę homoseksualną.
Jestem przeciwnikiem parad homoseksualnych, tak jak jestem przeciwnikiem wszelkich parad o jakimkolwiek podtekście seksualnym. I nie ma znaczenia, czy dotyczy to homo, bi czy hetero. Nie ma dla mnie znaczenia, jakiej kto jest orientacji czy jaki ma kolor skóry. Ja dzielę ludzi na dobrych i złych. I nikomu nie zaglądam w spodnie, a w związku z tym proszę mnie do tego nie zmuszać.
Odrzucam także pomysły, by homoseksualiści adoptowali dzieci, bo dzieci powinny wychowywać się w rodzinach, z tatą i mamą. Nie mamy prawa przy tym eksperymentować, bo takie lub inne wychowanie może zdeformować prawdziwą orientację seksualną. Ona powinna przyjść sama, niezdeterminowana. Nie oznacza to, że moim najlepszym kumplem nie może być gej.
Jeszcze zatrzymajmy się przy polityce...
... praktycznie cały czas o niej rozmawiamy. (śmiech)
Odwraca się pan od PO, ale – jak rozumiemy – nie oznacza to zwrotu w kierunku PiS?
Byłem twardym żołnierzem Platformy, dziś uważam, że powinni złożyć władzę, bo się po prostu nie nadają, są skompromitowani i niesłowni. Na pewno pod względem stosunku do wartości, patriotyzmu, idei priorytetu państwa w sferze bezpieczeństwa PiS – ideologicznie – jest najbliższą mi z istniejących w Polsce partii. Są jednak i inne elementy: ludzie wokół prezesa, których często oceniam krytycznie – właśnie w kontekście „lemingizmu", o którym rozmawialiśmy – czy dobór kadr w obszarze bezpieczeństwa, którego nie akceptuję. Czy wiedzą panowie, że z ramienia PiS były esbek współtworzył np. obecną ustawę o prokuraturze? Ja nie jestem rewanżystą, ale – na Boga – człowiek, który wykształcenie zdobył pod koniec lat 80. w Wyższej Szkole Oficerskiej im. Feliksa Dzierżyńskiego, decyduje, jako PiS-owski ekspert, o naszym wewnętrznym prawie! To jakiś obłęd! Z ramienia tej partii? Nie ma lepszych? Wszyscy zginęli w Smoleńsku? A tak na marginesie – chciałbym w tym miejscu stanowczo ogłosić, że nie zamierzam ani popełnić samobójstwa, ani przekraczać dozwolonych prędkości. Już widzę tytuł w „GW": „Kukiz węszy spisek" (śmiech). I na tym ten wątek zakończmy, bo nie wystarczyłoby miejsca w „Uważam Rze" na to, by wymienić fatalne skutki „porozumienia Okrągłego Stołu" i tego podziału dóbr w Sejmie kontraktowym.
Widzi pan dziś jakąś nadzieję na zmiany w Polsce?
Tak, pod warunkiem silnej prezydentury i okręgów jednomandatowych.
To myślenie trochę magiczne, to samo się nie zrobi.
Dlatego liczę na „Solidarność", która ostatnio, pod rządami Piotra Dudy, bardzo mi się podoba. Choć popełniają błędy – jak wypuszczenie tylko posłów PiS po głosowaniu w Sejmie nad wydłużeniem wieku emerytalnego. Przecież przeciw byli także postkomuniści, więc i oni powinni wyjść. Trzeba myśleć sprawami, a nie szyldami partyjnymi. Bo wszystko, wszystkie szyldy i nazwiska, włącznie ze mną, odgrywają rolę wyłącznie służebną wobec Polski. Przecież ja mógłbym dalej być tam, gdzie byłem, klaskać Platformie i żyć jak pączek w maśle. Ale nie mogę. Nie potrafię.