Konrad Piasecki: Lewicy grozi marginalizacja

Odchodzą pokolenia przesycone PRL-owskimi sentymentami

Aktualizacja: 21.04.2015 21:44 Publikacja: 21.04.2015 21:08

Konrad Piasecki

Konrad Piasecki

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek

Polską lewicę może uratować tylko klęska Platformy. Póki partia Ewy Kopacz będzie silna, póki delikatnymi zwrotami ideologicznymi puszczać będzie oko do wyborców z lewej strony, póki będzie kojarzyła się im z jedyną siłą zdolną realnie „powstrzymać PiS" – póty Leszek Miller, Janusz Palikot i wszyscy inni politycy marzący o budowie silnej lewicy skazani będą na wegetację i walkę o przetrwanie. A wybory prezydenckie – jak się dziś wydaje – będą najbardziej widomym dowodem bezsilności i beznadziei panującej po lewej stronie polskiej sceny politycznej.

Podzielona, poróżniona i poobijana lewica jest dziś w najgorszej kondycji od 25 lat. Balansująca na granicy wyborczego progu, debatująca od paru lat nad tym, czy się jednoczyć, czy i jakie sztandary należy zwinąć, a jakie rokują jeszcze szanse na przyszłość, szuka kamienia filozoficznego, który natchnąłby ją świeżością, pozwolił odzyskać formę i atrakcyjność. Szuka – i na razie nie znajduje...

Odmęty konfliktów

Dla Palikota tym kamieniem ma być ciągła zmiana szyldów i przesłań. Ruch swojego imienia przekształcał już w Twój Ruch, by znów odświeżyć starą nazwę, przygarniał, a potem wytracał ludzi, rozstawał się z kolejnymi posłami, inaczej kładł akcenty, bywał porywczy i nieokrzesany, by obwieścić, że dojrzał, po czym znów rzucić się w odmęty konfliktów i napastliwych filipik. Bywał antyklerykałem, lewicowcem, liberałem, nonkonformistą, obrażał SLD, potem wyciągał rękę do zgody, popierał rząd, po czym wypowiadał mu wojnę. Jego wyborcy poczuli się w tym wszystkim tak zagubieni, że najwyraźniej poszukali sobie innych obiektów sympatii.

Miller z kolei uznał, że szyld SLD jest wart tyle, iż trzeba przy nim wiernie stać, nie wplątywać się w niepewne sojusze z Palikotem, co najwyżej próbować ożywić wizerunek zabiegami typu „Ogórek na prezydenta".  Szef Sojuszu wygląda jednak już dziś na człowieka, który wie, że popełnił błąd. I że Magdalena Ogórek jest eksperymentem nieudanym. Zapewne nie przyzna tego przed 10 maja, by nie dobijać własnej kandydatki, licząc, że – mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi – jej wynik nie będzie aż tak tragiczny, jak dziś się sądzi. A jeśli nawet będzie, to zwali to na karb jej niedoświadczenia i tego, że „urwała się" w trakcie kampanii SLD. Przedwyborczej pozycji –ani własnej, ani całej partii – całą tą historią nie poprawi, ale zapewne Sojusz doczeka w dzisiejszej formule do wyborów parlamentarnych, by po nich – jeżeli wynik nie zapewni mu miejsca w koalicji rządzącej – przystąpić do rozliczeń i podejmowania decyzji o własnej przyszłości.

Na lewicy, z niewielkim dotychczas powodzeniem, próbują też swych sił i szczęścia różne małe i dla przeciętnego wyborcy kompletnie nierozpoznawalne ugrupowania – Zielonych i Unii Pracy – których „siły" dowiodło niezebranie podpisów pod kandydaturami Anny Grodzkiej i Wandy Nowickiej. Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza jest bezkształtną efemerydą, która wydaje się stworzona wyłącznie po to, by dać swemu liderowi karty atutowe w rozgrywkach z Millerem czy Palikotem.

W tle mamy jeszcze próbę budowania, dość niedookreślonej na razie politycznie, pokoleniowej formacji pary Grzegorz Napieralski i Andrzej Rozenek oraz – może – Barbary Nowackiej. Trudno jednak wróżyć tej inicjatywie wielkie sukcesy, zwłaszcza że w politycznym światku uznaje się ją najczęściej za sposób na dobre sprzedanie się obu panów i wpadnięcie w ramiona któregoś z ugrupowań koalicji PO–PSL.

Lewica płaci od paru lat cenę nie tylko załamania się jej rządów w połowie pierwszej dekady XXI wieku, ale przede wszystkim politycznej próżni, w której zdaje się coraz bardziej poruszać. Pokolenia przesycone PRL-owskimi sentymentami odchodzą, modelowy wyborca zachodnioeuropejskiej lewicy, przejęty ideologiczną modernizacją, ma w Polsce najczęściej poglądy liberalne gospodarczo – zatem lewica jest dlań nazbyt socjalna – i głosuje na Platformę, z kolei elektorat socjalny jest bardzo konserwatywny i uznaje, że najlepszą dlań ofertą jest PiS. I tak to lewica musi walczyć o wyborcę, który staje się powoli rzadkością i którego coraz trudniej spotkać. A to sprawia, że pole jej działania się kurczy i wyjaławia.

Wróżenie dziś wyborczej klęski, niedostania się do parlamentu i ostatecznego upadku polskiej lewicy byłoby mocno przedwczesne. Polska polityka, a zwłaszcza jej wyborcy już wielokrotnie dowodzili, że bywają zmienni i kapryśni. Znużenie rządami Platformy może sprawić, że jej dotychczasowy elektorat będzie poszukiwał alternatywy i – odrzucając PiS – zdecyduje się poprzeć którąś z lewicowych inicjatyw.

Scenariusz irlandzki

Ale Miller, Palikot, Kalisz, Napieralski i spółka powinni mieć też przed oczami takie kazusy jak irlandzki. Tam rywalizacja partii konserwatywno-liberalnej z chadecką absolutnie zdominowała scenę polityczną. Partie prawicy wymieniają się władzą, a jeśli tamtejsza Partia Pracy może na coś liczyć, to na rolę mniejszościowego koalicjanta. Zważywszy na pewne podobieństwa między obydwoma narodami – ten scenariusz może się powtórzyć w Polsce.

Walka PO z PiS angażuje nas bez reszty od ponad dziesięciu lat i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić. Być może więc zapowiedzi budowy drugiej Irlandii składane niegdyś przez Donalda Tuska właśnie w sferze partyjno-politycznej okażą się najbliższe prawdy.

Kraj
Konkurs Young Design 2025
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Kraj
Jerzy Owsiak zaapelował do prokurator Ewy Wrzosek. „Proszę cały czas trwać w swoich przekonaniach”
Kraj
Adam Traczyk: Badania kandydatów na prezydenta zdradzają nasze uprzedzenia
Kraj
Wątpliwa przerwa w przesłuchaniu Barbary Skrzypek
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Kraj
Rzeczy osobiste odebrane przez Niemców wracają po latach do rodzin więźniów
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście