Polską lewicę może uratować tylko klęska Platformy. Póki partia Ewy Kopacz będzie silna, póki delikatnymi zwrotami ideologicznymi puszczać będzie oko do wyborców z lewej strony, póki będzie kojarzyła się im z jedyną siłą zdolną realnie „powstrzymać PiS" – póty Leszek Miller, Janusz Palikot i wszyscy inni politycy marzący o budowie silnej lewicy skazani będą na wegetację i walkę o przetrwanie. A wybory prezydenckie – jak się dziś wydaje – będą najbardziej widomym dowodem bezsilności i beznadziei panującej po lewej stronie polskiej sceny politycznej.
Podzielona, poróżniona i poobijana lewica jest dziś w najgorszej kondycji od 25 lat. Balansująca na granicy wyborczego progu, debatująca od paru lat nad tym, czy się jednoczyć, czy i jakie sztandary należy zwinąć, a jakie rokują jeszcze szanse na przyszłość, szuka kamienia filozoficznego, który natchnąłby ją świeżością, pozwolił odzyskać formę i atrakcyjność. Szuka – i na razie nie znajduje...
Odmęty konfliktów
Dla Palikota tym kamieniem ma być ciągła zmiana szyldów i przesłań. Ruch swojego imienia przekształcał już w Twój Ruch, by znów odświeżyć starą nazwę, przygarniał, a potem wytracał ludzi, rozstawał się z kolejnymi posłami, inaczej kładł akcenty, bywał porywczy i nieokrzesany, by obwieścić, że dojrzał, po czym znów rzucić się w odmęty konfliktów i napastliwych filipik. Bywał antyklerykałem, lewicowcem, liberałem, nonkonformistą, obrażał SLD, potem wyciągał rękę do zgody, popierał rząd, po czym wypowiadał mu wojnę. Jego wyborcy poczuli się w tym wszystkim tak zagubieni, że najwyraźniej poszukali sobie innych obiektów sympatii.
Miller z kolei uznał, że szyld SLD jest wart tyle, iż trzeba przy nim wiernie stać, nie wplątywać się w niepewne sojusze z Palikotem, co najwyżej próbować ożywić wizerunek zabiegami typu „Ogórek na prezydenta". Szef Sojuszu wygląda jednak już dziś na człowieka, który wie, że popełnił błąd. I że Magdalena Ogórek jest eksperymentem nieudanym. Zapewne nie przyzna tego przed 10 maja, by nie dobijać własnej kandydatki, licząc, że – mimo wszystkich znaków na niebie i ziemi – jej wynik nie będzie aż tak tragiczny, jak dziś się sądzi. A jeśli nawet będzie, to zwali to na karb jej niedoświadczenia i tego, że „urwała się" w trakcie kampanii SLD. Przedwyborczej pozycji –ani własnej, ani całej partii – całą tą historią nie poprawi, ale zapewne Sojusz doczeka w dzisiejszej formule do wyborów parlamentarnych, by po nich – jeżeli wynik nie zapewni mu miejsca w koalicji rządzącej – przystąpić do rozliczeń i podejmowania decyzji o własnej przyszłości.
Na lewicy, z niewielkim dotychczas powodzeniem, próbują też swych sił i szczęścia różne małe i dla przeciętnego wyborcy kompletnie nierozpoznawalne ugrupowania – Zielonych i Unii Pracy – których „siły" dowiodło niezebranie podpisów pod kandydaturami Anny Grodzkiej i Wandy Nowickiej. Dom Wszystkich Polska Ryszarda Kalisza jest bezkształtną efemerydą, która wydaje się stworzona wyłącznie po to, by dać swemu liderowi karty atutowe w rozgrywkach z Millerem czy Palikotem.