W wojnie z Ukrainą pociski hipersoniczne „Kindżał” Rosja oszczędza najbardziej. Przede wszystkim dlatego, że koszt produkcji jednego takiego pocisku wynosi ok. 10 mln dolarów. Nie jest to zwykła broń, gdyż porusza się z prędkością (8-10 tys. kilometrów na godzinę) kilkakrotnie większą od prędkości dźwięku i może manewrować. Rosjanie uzbrajają w takie pociski swoje lotnictwo, może mieć zasięg nawet 2-3 tys. kilometrów. Skąd Rosjanie w warunkach bezprecedensowych sankcji mają technologię i części do produkcji takich rakiet? Część technologii rosyjski przemysł zbrojeniowy odziedziczył po Związku Radzieckim, a część sprowadza z Zachodu, również w trakcie trwającej już od ponad dwóch lat wojny.

Do Rosji z Polski i z Niemiec

Rosyjski portal The Insider (tworzą go niezależni dziennikarze śledczy) twierdzi, że produkujące „Kindżały” przedsiębiorstwo w podmoskiewskiej Kołomnie (KBM, Biuro projektowe przemysłu maszynowego) nadal korzysta z usług dostawców, którzy bez problemu sprowadzają części z USA i państw UE. Dziennikarze dotarli do dokumentacji, z której wynika, że układy scalone znanych amerykańskich korporacji docierają do KBM poprzez jedną z chińskich korporacji. Do tych celów  władze rosyjskie zakładają spółki i obsadzają je ludźmi, którzy jeszcze nie zostali objęci sankcjami. W materiale The Insider pojawia się też polska firma z siedzibą w Siedlcach. Chodzi o firmę, wobec której pod koniec maja MSWiA na wniosek ABW zastosowała już sankcje, bo sprzedawała do Rosji komponenty elektroniczne, które "najprawdopodobniej były wykorzystywane do produkcji układów scalonych, wykorzystywanych przez podmioty powiązane z rosyjskim ministerstwem obrony". Sankcje nałożono również na właściciela tej firmy, mieszkającego w Niemczech obywatela Białorusi.

Produkujące „Kindżały” przedsiębiorstwo sprowadza z Niemiec tokarki. Z odpowiednich dokumentów wynika, że dostawy części zamiennych i narzędzi od jednej z niemieckich firm do rosyjskich podwykonawców spółki KBM odbywały się jeszcze w styczniu 2023 roku (i to wcale nie oznacza, że były to ostatnie dostawy). Dziennikarze dotarli też do jednej z firm, która wcześniej współpracowała z KBM i nie została objęta sankcjami. Nie wiadomo czy nadal współpracuje z korporacją produkującą rakiety, ale firma ta nadal handluje z firmami na Łotwie, w Litwie, Belgii, Wielkiej Brytanii i Polsce. Listy i nazwy tych firm przytacza The Insider.

Patriot radzi z "Kindżałem"

- Czy to kogoś dziwi w Ukrainie? O tym, że sankcje Zachodu są dziurawe, wiemy nie od dziś. Rosja wciąż sprowadza też towary tzw. podwójnego zastosowania, które może wykorzystać w zbrojeniówce. To wymaga uszczelnienia prowadzonych dotychczas ograniczeń – mówi „Rzeczpospolitej” Ołeksij Melnyk, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego kijowskiego Centrum Razumkowa. Jak twierdzi, pociski „Kindżał” nie były przechwytywane przez ukraińskie systemy obrony przeciwlotniczej dopóki nad Dnieprem nie pojawiły się wyrzutnie Patriot. W maju Ukraińcy po raz pierwszy poinformowali o przechwyceniu „Kindżału” przez amerykański system obrony przeciwpowietrznej. W sierpniu ukraińska armia informowała o zestrzeleniu 14 najnowocześniejszych pocisków Putina.

- Nadal stanowią poważne zagrożenie, gdyż do osłonięcia jednego dużego miasta ukraińskiego potrzebujemy co najmniej trzech wyrzutni „Patriot”. Co prawda, Rosjanie nie mają takich ilości tych rakiet, które pozwalałyby na zmasowane i regularne uderzenia po Ukrainie. Szacuje się, że mają kilkadziesiąt takich pocisków - mówi Melnyk. - Dla nas znacznie groźniejsze są rakiety typu S-300, bo Rosja ma kilka tysięcy takich rakiet na wyposażeniu. Z obwodu biełgorodzkiego do Charkowa leci zaledwie kilka minut - dodaje. Jedna z takich rakiet kilka dni temu trafiła w centrum logistyczne pod Charkowem, zabiła sześć osób.