Od początku rosyjskiej agresji nie brakuje głosów, że trwająca obecnie nad Dnieprem wojna niewiele się różni od konfliktów, które przeżywał nasz kontynent w ubiegłym wieku: okopy, brud, śmierć. Tymczasem ostatnie doniesienia znad Dniepru pokazują, że przy okazji toczącej się wojny testowana jest najnowocześniejsza broń, niedostępna jeszcze kilkanaście lat temu.
Ukraińska Prawda opublikowała w piątek nagranie ukazujące, jak wyposażony w kamerę ukraiński dron nawodny uderza w rosyjski okręt desantowy zacumowany w Noworosyjsku. Powołując się na źródła w Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy (SBU) portal przekonuje, że dron miał na swoim pokładzie aż 450 kilogramów trotylu i rosyjski okręt, w który uderzył, w najbliższym czasie „nie będzie mógł wykonywać zadań bojowych”. Co ciekawe, odległość pomiędzy portem w Noworosyjsku do kontrolowanego przez armię ukraińską wybrzeża Morza Czarnego (okolice Odessy) wynosi ponad 700 kilometrów. By tam dotrzeć, musiał ominąć łukiem okupowany Krym. Wymowne jest też to, że ukraińskiego drona nawodnego nie przechwyciły rosyjskie służby chroniące port w Noworosyjsku, który jest jednym z najbardziej strategicznych miejsc na mapie Rosji. Znajduje się tam system rurociągów naftowych i terminali wykorzystywanych m.in. do eksportu ropy z Kazachstanu. Rosyjskie władze przekonują jednak, że infrastruktura ropociągów nie ucierpiała.