Na Bałkanach sprzyjające warunki istnieją od lat. Nie chodzi tylko o Serbię związaną – kulturowo czy historycznie – z Rosją, gdzie wielka, prorosyjska demonstracja w Belgradzie po wybuchu wojny (z wizerunkami Putina i literą Z na flagach) odbiła się ogromnym echem na świecie. Znacznie większym niż równie liczna manifestacja przeciw wojnie i Putinowi niedługo później.
Serbski rząd stwarza pozory, iż zachowuje równy dystans, głosując w ONZ za rezolucją potępiającą Rosję, ale nie przyłącza się do zachodnich sankcji. Prezydent Aleksandar Vuczić jest nadal zdecydowanym przeciwnikiem członkostwa kraju w NATO. Równocześnie Air Serbia, przewoźnik narodowy, zwiększa w tym tygodniu z 8 do 15 tygodniowo połączeń lotniczych z Moskwą, do której nie latają już żadne zachodnie linie lotnicze. Więzi finansowe i gospodarcze Serbii, starającej się o członkostwo w UE, są znacznie silniejsze z Zachodem, lecz nie zmniejsza to sympatii społeczeństwa dla Rosji. O ile kilka lat temu jedna trzecia obywateli prezentowała pozytywne uczucia wobec UE, o tyle nieco ponad połowa lokowała je w Rosji. Kryje się za tym znacznie więcej niż jedynie wdzięczność za tani gaz. Zgodnie z kontraktem Serbia płaci do połowy tego roku 270 dol. za 1 tys. m sześc. rosyjskiego gazu, w chwili gdy cena na światowych rynkach jest wielokrotnie wyższa.