Dobry strateg sam sobie wybiera pole bitwy. Jarosław Kaczyński wybrał więc teren mu znany, budzący dobre emocje i sympatię społeczną, a jednocześnie izolujący od prawicowego stada takich nienawistników jak Krzysztof Bosak, któremu konserwatywne wartości zlewają się w jedno z obdzieraniem zwierząt ze skóry. I z tego już ma prezes korzyść pierwszą. Kolejni do wyizolowania są wojownicy z Solidarnej Polski. Im głośniej wspierają ich futrzarscy lobbyści, tym bardziej ludzie Ziobry wierzą w to, że właśnie zdobyli prawdziwe społeczne poparcie. I tym bardziej wierzą w siebie. Niesłusznie.
Kaczyński musi sprawdzić, kto w odnowionej serialem wyborczym rzeczywistości politycznej jest z nim, a kto przeciw. Czy ma wciąż poparcie całego obozu, czy już nie jest wodzem dla wszystkich. Dokonuje tego w momencie bezpiecznym, kiedy o kolejnych wyborach to on może sam zdecydować, kiedy Mateusz Morawiecki zdaje się zabezpieczać ławy rządowe, mimo – a może właśnie dzięki – ślimaczącej się rekonstrukcji.
To ona sprawia, że żaden minister ani wiceminister nie może liczyć na błogi spokój, szczególnie jeśli jest „elementem niepewnym” i trzyma w szufladzie legitymację Solidarnej Polski. W czwartek po południu zwołano na 16.30 posiedzenie Klubu PiS – bez posłów SP i Porozumienia. To oczywiście dla Ziobry i Gowina despekt. Nagle jedna rodzina Zjednoczonej Prawicy okazuje się być tak znienawidzonym przez tradycjonalistów patchworkiem.
Te manewry są więc sposobem na ponowne podporządkowanie sobie zbyt ambitnych aspirantów. Albo prezes ich zdyscyplinuje, albo upadek ZP jako politycznego konceptu jest przesądzony. Bo Zbigniew Ziobro na stanowisku prezesa nie da rady zastąpić Jarosława Kaczyńskiego. Może co najwyżej myśleć o jakiejś własnej formacji, znacznie mniejszej i dającej skromniejsze przełożenie na stanowiska.
I jeden tylko jest w całej tej sytuacji element radosny. Jeśli dzięki wojnie o władzę w ZP uda się uratować niewinnie cierpiące zwierzęta, zerwać psie łańcuchy i podnieść standardy opieki nad zwierzętami, będzie to jeden z nielicznych przypadków w historii, kiedy walki frakcyjne przyniosły pozytywne owoce.