Politycy tej partii buńczucznie zapowiadają nawet, że wygrają najbliższe wybory prezydenckie.

PiS prowadzi kampanię tak, jakby na polskiej scenie politycznej w ostatnich miesiącach nic się nie zmieniło. Tymczasem przeszło przez nią prawdziwe trzęsienie ziemi: zmienili się premier i lider rządzącej partii, a PiS stracił prowadzenie w sondażach. „Efekt Kopacz" sprawia, że wyborcy odzyskują zaufanie do PO.

Problem polega na tym, że PiS stracił dotychczasowe punkty odniesienia. Zdemonizowany przez prawicę Donald Tusk przestał być szefem rządu, znienawidzony Radosław Sikorski odszedł z gabinetu, podobnie jak inny bohater afery taśmowej Bartłomiej Sienkiewicz. Także wyśmiewana przez opozycję Elżbieta Bieńkowska wyjeżdża do Brukseli. W tej sytuacji dotychczasowe przekazy PiS zawisły w próżni. A bardzo kosztowna akcja wymierzona w bohaterów afery taśmowej poszła na marne.

W dodatku ujawniły się słabości PiS. Było tak choćby przy okazji słynnego już uścisku dłoni Kaczyńskiego i Tuska, gdy skonsternowanemu elektoratowi prawicy w żenujący sposób próbował wyjaśnić ten gest poseł Adam Hofman.

PiS wciąż nie otrząsnął się z szoku, jakim była europejska nominacja dla Tuska. A nawet jeśli się otrząsnął, nie wie, jak się odnaleźć w nowej sytuacji. Zjednoczenie prawicy, które dało PiS dużą premię w czasie wakacji, przestało wystarczać, a nowych pomysłów brakuje. Jednak zadowoleni z siebie liderzy Prawa i Sprawiedliwości mają chyba nadzieję, że po prostu przeczekają „efekt Kopacz". Co może być prostą drogą do kolejnej wyborczej porażki.