Lepiej na żadne głosowanie nie patrzeć jak na ostateczną decyzję o rozwoju zachodniej cywilizacji. Tym razem też. Niezależnie, kto wygra, Donald Trump – co patrząc na drobiazgowe badania socjologiczne, wydaje się mniej prawdopodobne, ale nie niemożliwe – czy Joe Biden, raczej faworyt, ani Polska nie odwróci się od Ameryki, ani Ameryka od Polski.
Zwycięstwo Bidena może oznaczać czasowe zagubienie ekipy rządzącej w Warszawie. Nie postawiła ona tak zdecydowanie na Trumpa, jak to uczynili premierzy Węgier czy Słowenii. Ale wizyta Andrzeja Dudy w Białym Domu tuż przed polskimi wyborami i uzyskane poparcie od gospodarza jest symbolem osobistych więzi, które w razie triumfu Bidena mogą trochę ciążyć. Premier Izraela uzyskał od Trumpa znacznie więcej niż politycy PiS (w tym porozumienie z kilkoma państwami arabskimi i przeniesienie amerykańskiej ambasady do Jerozolimy), ale w ostatniej chwili, może przeczuwając rezultat, nie chciał mimo sugestii obecnego prezydenta skrytykować Bidena i dziękował „wszystkim w Ameryce".
Trump ma zasługi wobec Polski, to za jego kadencji Ameryka zniosła wreszcie wizy i wysłała swoich żołnierzy do naszego kraju. To pewnie dlatego Polska jest jedynym krajem w Unii Europejskiej, w którym – jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez niemiecką Fundację Bertelsmanna – Trump uzyskałby lepszy wynik niż Biden (38 proc. do 30 proc., reszta niezdecydowani).
Ale Biden jako prezydent nie wprowadziłby wiz ani nie wycofał żołnierzy – nic nie wskazuje na to, żeby nie traktował poważnie bezpieczeństwa naszej części Europy. Pod jego przywództwem przyszłość NATO i jedności Zachodu, kluczowych dla nas spraw, budzą mniej obaw niż w wypadku, gdyby drugą kadencję miał przed sobą Trump, który już w pierwszej podawał je w wątpliwość. Co nie znaczy, że jego celem, mimo retoryki, jest rozbijanie związków transatlantyckich.
Może mniej niż o sam wynik powinniśmy się martwić o to, czy i kiedy zostanie on uznany. Podważanie ważności głosów, jeżeli wygram nie ja, ale on, uderzenie w procedury, instytucje oraz ciągnąca się tygodniami niepewność – to mogą być największe problemy dla Zachodu. Wewnętrzne, bo grożą wybuchem w Stanach, i jeszcze bardziej zewnętrzne – gracze spoza Zachodu tylko czekają na to, by powiedzieć: a ta wasza demokracja to nic już nie jest warta. My czekamy, by od przegranego – niezależnie kto nim będzie – usłyszeć: starałem się, ale się nie udało, życzę rywalowi powodzenia, dla dobra Ameryki, Zachodu, świata.