W jednym zwolennicy i przeciwnicy Donalda Trumpa są zgodni: heros, geniusz polityki, który wie, czego chce, przewiduje na kilka ruchów naprzód wszelkie trendy i wynikające z nich wydarzenia. Różnią się oni tylko znakiem „plus” albo „minus” przypisywanym Trumpowi i trumpizmowi. Dla jednych jest Archaniołem Michałem w złocistej zbroi gromiącym szatana lewactwa, LGBT i liberalizmu, ale dla drugich tylko Belzebubem, który na naszą zgubę wyrwał się z piekieł.
Donald Trump jak Jarosław Kaczyński?
Ciekawe, że tak właśnie oceniany był Jarosław Kaczyński w pierwszym okresie rządów PiS. Z czasem emocje opadły, osiągnięcia nie sprostały zapowiedziom, postać niegdysiejszego wodza częściej budzi politowanie niźli złość. Tak będzie i tutaj, z tym tylko zastrzeżeniem, że skoro państwo większe, to i więcej można popsuć, czasem nawet wszystko.
Czytaj więcej
J.D. Vance, czyli wiceprezydent Donalda Trumpa, sugeruje siłowe rozwiązanie sporu z Danią o Grenl...
Ledwie mijają dwa miesiące od objęcia władzy w pierwszym supermocarstwie świata, a przykro patrzeć, jak się miota. Obiecał deportować nielegalnych, a wydala ich o połowę mniej niż łagodny Joe Biden. Nakłada cła i zaraz je znosi; ale jutro może na nowo nałoży. Tego nikt nie wie.
Donald Trump miał walczyć z Chinami. I gdzie ta walka?
Wszyscy poważni analitycy powiadali, że głównym przeciwnikiem Ameryki są Chiny, i Trump też obiecywał, że się nimi zajmie. Tymczasem w tej burzy afrontów i groźnych pokrzykiwań Chinom włos z głowy nie spada. Cła nałożono na ich produkty zupełnie minimalnie; co więcej, chińska marynarka wojenna odbyła ćwiczenia połączone z ostrym strzelaniem na Morzu Tasmana oddzielającym Australię od Nowej Zelandii i nic: cisza. A jaką awanturę robią Chiny, gdy ktokolwiek odważy się przepłynąć Cieśninę Tajwańską, która przecież należy do wód międzynarodowych? Może dlatego, że Chiny mają gigantyczną nadwyżkę handlową i Ameryka siedzi u nich w kieszeni.