Jędrzej Bielecki: Thomas Rose nowym ambasadorem USA. Polska pokocha Beniamina Netanjahu?

Albo nasz kraj pogodzi się z pacyfikacją Strefy Gazy i planami zmiany siłą granic na Bliskim Wschodzie przez premiera Izraela, albo czeka nas kryzys w relacjach z Waszyngtonem.

Publikacja: 07.02.2025 12:15

Premier Izraela Beniamin Netanjahu i prezydent USA Donald Trump

Premier Izraela Beniamin Netanjahu i prezydent USA Donald Trump

Foto: REUTERS/Elizabeth Frantz

Thomas Rose, konserwatywny publicysta i biznesmen, którego Donald Trump właśnie mianował swoim przedstawicielem w Warszawie, nie zamierza owijać sprawy w bawełnę. 9 stycznia pisał o „rozłamie w stosunkach USA i Polski”, jeżeli Polska utrzymałaby zamiar aresztowania Beniamina Netanjahu, gdyby pojawił się na 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz dwa tygodnie później. 

Sprawa zaczęła się od ujawnienia 20 grudnia przez „Rzeczpospolitą”, że nasz kraj zamierza stosować się do stanowiska Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTK), który domaga się postawienia Netanjahu przed wymiarem sprawiedliwości za pacyfikację Strefy Gazy. Zdaniem źródeł palestyńskich życie straciło w tej operacji 47 tys. osób. Rozumowanie MSZ było jasne: jeżeli chcemy, aby któregoś dnia za popełnione zbrodnie został osądzony Putin, musimy stosować się do zaleceń MTK także wobec Netanjahu.

Wizja „koncertu mocarstw” już doprowadziła do zniknięcia Polski z mapy świata na 123 lata

Trzy tygodnie temu Andrzej Duda wystąpił o gwarancje bezpieczeństwa dla Netanjahu, na co rząd odpowiedział parę godzin później specjalną uchwałą przystającą na takie rozwiązanie. Polskie źródła dyplomatyczne tłumaczyły wtedy „Rzeczpospolitej”, że chodziło o kontekst historyczny: stworzenie atmosfery do godnych obchodów symbolicznej rocznicy Holokaustu, który rozegrał się w większości na polskich ziemiach.

Czytaj więcej

80. rocznica wyzwolenia Auschwitz: Netanjahu obawia się aresztowania

Ale to był jednorazowy gest. Sprawa pozostaje więc otwarta. Nie jest jasne, czy gdyby teraz premier Izraela pojawił się w Polsce, zostałby zatrzymany, czy nie. Wraz z nominacją Rose’a rząd Donalda Tuska staje przed fatalnym dylematem. Musi wybrać: albo trzymać się zasad prawa międzynarodowego, które dla kraju tak doświadczonego przez historię jak Polska są sednem racji stanu, albo pogodzić się z wizją koncertu mocarstw, który już skreślił na 123 lata nasz kraj z mapy świata, byle utrzymać dobre relacje z aktualną administracją w Waszyngtonie. W przeszłości Francja Jacques’a Chiraca i Niemcy Gerharda Schrödera wybrały to pierwsze, sprzeciwiając się amerykańskiej interwencji w Iraku. Nie miały jednak za granicą wojny i rosnącego zagrożenia ze strony rosyjskiego imperializmu.

Ustępstwo wobec Ameryki i jej nowego ambasadora obarczone jest jednak dodatkowym ryzykiem. W ostatnim czasie krytykował on zmiany w mediach publicznych, zapewne pod wpływem sprzyjających PiS dziennikarzom, bardzo aktywnym w Ameryce. Jeśli Thomas Rose wyczuje, że jest w stanie zmusić Tuska do ustępstw, czy nie pójdzie za ciosem i nie stanie się kimś w rodzaju amerykańskiego namiestnika w Warszawie? Można przecież sobie wyobrazić, że będzie przekonywał Donalda Trumpa do przyjazdu do Warszawy i wsparcia Karola Nawrockiego przed wyborami prezydenckimi lub skłonienia do tego Elona Muska. 

Czytaj więcej

Dlaczego sprawą Netanjahu zaszkodziliśmy sobie na dekady?

Sygnałem, że Polska chce mieć dobre relacje z Thomasem Rose’em, byłaby wizyta w Izraelu Radosława Sikorskiego lub jego zastępcy

Ale otwarty konflikt z nowym ambasadorem reprezentującym tak amerykańskie, jak i izraelskie interesy (przedstawiciel Izraela Jakow Liwne właśnie wyjeżdża z Warszawy) może jednak oznaczać jeszcze większe niebezpieczeństwo. To perspektywa niedopuszczenia Polski nawet do informacji o przebiegu możliwych przecież rozmów Trumpa z Putinem w sprawie pokoju w Ukrainie. A nawet zgodę Białego Domu na poświęcenie amerykańskiej obecności wojskowej w Polsce na ołtarzu porozumienia z Moskwą.

Szanse na to, że Netanjahu pojawi się wkrótce nad Wisłą, są niewielkie. Ale jest inny sposób na poznanie intencji polskich władz. Po zamachu Hamasu na Izrael 7 października 2023 roku i rozpoczęciu pacyfikacji Strefy Gazy w państwie żydowskim nie pojawił się żaden przedstawiciel Polski, nawet na szczeblu wiceministra. Jeśli teraz to się zmieni, będzie to jasny sygnał, że Warszawa woli utrzymywać z Rose’em dobre stosunki. 

Thomas Rose, konserwatywny publicysta i biznesmen, którego Donald Trump właśnie mianował swoim przedstawicielem w Warszawie, nie zamierza owijać sprawy w bawełnę. 9 stycznia pisał o „rozłamie w stosunkach USA i Polski”, jeżeli Polska utrzymałaby zamiar aresztowania Beniamina Netanjahu, gdyby pojawił się na 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz dwa tygodnie później. 

Sprawa zaczęła się od ujawnienia 20 grudnia przez „Rzeczpospolitą”, że nasz kraj zamierza stosować się do stanowiska Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości (MTK), który domaga się postawienia Netanjahu przed wymiarem sprawiedliwości za pacyfikację Strefy Gazy. Zdaniem źródeł palestyńskich życie straciło w tej operacji 47 tys. osób. Rozumowanie MSZ było jasne: jeżeli chcemy, aby któregoś dnia za popełnione zbrodnie został osądzony Putin, musimy stosować się do zaleceń MTK także wobec Netanjahu.

Pozostało jeszcze 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Estera Flieger: Konfederacja nową lewicą
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Czy Andrzej Duda wsparł Krzysztofa Stanowskiego? Niejasne sygnały prezydenta
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Ping-pong i zamach stanu, czyli niebezpieczna gra w dwie Polski
Komentarze
Marek Kozubal: Dlaczego Mariusz Błaszczak powinien stanąć przed sądem
Komentarze
Zuzanna Dąbrowska: Kandydaci na prezydenta z lewa – kto złapie wahadło?