Wiele miesięcy napięcia, oczekiwania, życia w przekonaniu, że starcie między Donaldem Trumpem a kandydatem demokratów, Joe Bidenem, a potem Kamalą Harris, to wybory, które zmienią wszystko, wpłyną na cały świat. I jeżeli je wygra Trump, to świat w wersji bliskiej sporej części Europejczyków się zawali.
I nagle w powyborczy poranek Europejczycy zauważają, że ten demon, „faszysta” Trump może wygrać, że wielu Amerykanów w nim widzi nadzieję. Na dodatek partia Trumpa osiągnęła większość w Senacie, Izba Reprezentantów też może być republikańska.
Niektórzy politycy europejscy już od miesięcy unikali krytyki Trumpa
Jeżeli zwycięstwo miliardera się potwierdzi, to zapewne ostre krytykowanie Trumpa, snucie apokaliptycznych scenariuszy zejdzie do niszy. Przynajmniej jeżeli chodzi o polityków; publicyści i aktorzy nie muszą się przejmować.
Czytaj więcej
Amerykanie zakończyli głosowanie w wyborach, w których wybierają 47 prezydenta Stanów Zjednoczonych. O urząd walczą obecna wiceprezydent USA, kandydatka Partii Demokratycznej Kamala Harris oraz były prezydent, kandydat Partii Republikańskiej Donald Trump. Trump ogłosił już swoje zwycięstwo w wyborach.
Niektórzy politycy sprawujący ważne urzędy w państwach europejskich już od wielu miesięcy nie chcieli publicznie krytykować Trumpa, podkreślali, że to Amerykanie wybierają sobie prezydenta, i trzeba być gotowym do współpracy z każdym, którego wybiorą. Na drażnienie Trumpa – jeżeli on wygra – nie będzie sobie mógł pozwolić żaden premier, prezydent czy minister w kraju leżącym blisko Rosji i zależnym od amerykańskiego wsparcia w zakresie bezpieczeństwa.