Macron starał się ważyć każde słowo, w szczególności odnośnie do Donalda Trumpa. Najwyraźniej nie chciał go zrazić w kluczowym momencie, gdy prezydent USA może oddać Ukrainę na pastwę Rosji.
Mimo to prezydent jasno oświadczył, że Europa ma się teraz szykować na sytuację, w której Amerykanie nie przyjdą jej z odsieczą. - Nie możemy pozwolić dłużej na układ, w którym decyzje o naszej przyszłości będą zapadały w Waszyngtonie i Moskwie – podkreślił francuski przywódca.
To zrównanie Rosji i Ameryki jest tym bardziej znaczące, że Emmanuel Macron nie pozostawił żadnych złudzeń co do zagrożenia, jakie stanowi dziś reżim Putina. Wskazał, że Kreml chce do końca dekady zwiększyć szeregi sił zbrojnych o 300 tysięcy żołnierzy, uzbroić ich choćby w 3 tysiące dodatkowych czołgów.
- Kto dziś uwierzy, że Rosja, jeśli będzie tylko mogła kontynuować podboje, zatrzyma się na Ukrainie? - zapytał retorycznie prezydent.
Macron: Nasze pokolenie nie będzie już mogło korzystać z dywidendy pokoju
I, znów wyraźnie dystansując się od Trumpa, podkreślił, że Putinowi nie można w żadnym wypadku wierzyć na słowo. Dlatego czy tego Ameryka chce, czy nie, Europa musi jego zdaniem szykować własne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy. Chodzi o misję wojskową, która gwarantowałaby utrzymanie ewentualnego pokoju. W przyszłym tygodniu ma być temu poświęcone spotkanie szefów sztabów krajów europejskich w Paryżu.