Jędrzej Bielecki: Ursula von der Leyen znów na czele KE. Dlaczego Unia panicznie boi się zmian?

Wyniki wyborów do Parlamentu Europejskiego pokazały, że znaczna część opinii publicznej oczekuje poważnych zmian w Unii Europejskiej. Utrzymując na stanowisku szefowej Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen, unijna centrala jednak dowodzi, że nie jest na to gotowa.

Publikacja: 17.06.2024 17:59

Ursula von der Leyen

Ursula von der Leyen

Foto: Reuters

Co pięć lat podnosi się ten apel: o demokratyzację mechanizmów integracji. Ale postęp jest pod tym względem raczej umiarkowany. Utrzymanie von der Leyen na czele Komisji Europejskiej przez kolejne pięć lat zostało uzgodnione w zeszłym tygodniu na marginesie szczytu G7 przez przywódców Włoch, Niemiec i Francji. W ten poniedziałek jej kandydatura będzie potwierdzona na prywatnej kolacji wszystkich przywódców państw UE w Brukseli.

Czytaj więcej

Szef największej partii w europarlamencie: Donald Tusk wynegocjuje stanowiska

Za utrzymaniem von der Leyen ma przemawiać narastająca niestabilność już nie tylko poza Unią, ale i w jej granicach. Wybory do Parlamentu Europejskiego przyniosły katastrofalne wyniki dla Emmanuela Macrona we Francji, podczas gdy ugrupowanie kanclerza Olafa Scholza w Niemczech uzyskało zaledwie 15 proc. poparcia. W obu kluczowych krajach Unii towarzyszył temu wzrost poparcia dla skrajnej prawicy.

Von der Leyen chciała ułożyć się z rządem PiS, pójść na kompromis w sprawie rządów prawa

Można sobie jednak zadać pytanie, czy Bruksela nie powinna zareagować dokładnie odwrotnie: rewolucją personalną, która być może powstrzymałaby trwający od lat wzrost eurosceptycyzmu. Ursula von der Leyen ma na swoim koncie niewątpliwe sukcesy, w tym koordynację walki z pandemią i budowę wspólnego frontu wsparcia dla Ukrainy. Ale była też zwolenniczką ułożenia się z rządem PiS, co źle służyło sprawie polskiej demokracji. I znana jest z podejmowania decyzji w bardzo wąskim granie.

Gdy bowiem toczy się wojna w Ukrainie, to na tym stanowisku przydałby się polityk z dużego państwa Europy Środkowej

Więcej nadziei na zmiany stwarzają dwie pozostałe nominacje. Były premier Portugalii, socjalista António Costa ma zostać przewodniczącym Rady Europejskiej. Pod jego rządami Lizbona przełamała kryzys finansowy, a w ostatnich wyborach w marcu Partia Socjalistyczna powstrzymała wzrost poparcia dla skrajnie prawicowej partii Chega. Z drugiej jednak strony fakt, że Costa pochodzi z niewielkiego kraju na zachodnim krańcu Europy, pokazuje, że o nominacjach decydują złożone gry między partiami, a nie potrzeba chwili. Gdy bowiem toczy się wojna w Ukrainie, to na tym stanowisku przydałby się polityk z dużego państwa Europy Środkowej.

Unia nie ma wspólnej polityki zagranicznej. To ograniczy skuteczność działania Kai Kallas

Tę lukę ma wypełnić premier Estonii Kaja Kallas. Jest typowana na szefową unijnej dyplomacji. Odważnie wspierająca Ukrainę, znakomicie rozumie, czym jest rosyjski autorytaryzm. Czy będzie jednak słuchana? Nawet Francja i Niemcy nie mogą uzgodnić wspólnej polityki zagranicznej, jak więc marzyć o wykuciu jej w gronie całej Unii Europejskiej? Poważne jest więc ryzyko, że podobnie jak jej poprzednik Josep Borrell, także Kallas będzie głosem sumienia w UE. Ale nie głosem działania.  

Komentarze
Jędrzej Bielecki: Świat odrzuca demokrację i prawa człowieka. Co to oznacza dla Unii i Zachodu?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Słona cena sondażowych sukcesów Koalicji Obywatelskiej
Komentarze
PiS i PO wspólnie podważyły rolę Muzeum Auschwitz, uderzając w polską rację stanu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Musk, Zuckerberg i Netanjahu. Zwycięstwo Trumpa pogrąży nie tylko wokeizm
Komentarze
Bogusław Chrabota: Wołyń zaczynamy rozliczać