W kampanii wyborczej Prawo i Sprawiedliwość lubi odwoływać się do woli suwerena. W połowie lipca Jarosław Kaczyński zapewniał: – Rozmawiamy z Polakami o ich oczekiwaniach. Również słuchaniem ludzi tłumaczono pomysł na referendum. – Chcemy, by głos Polaków był usłyszany – mówił Mateusz Morawiecki w jednym ze spotów. Z kolei prezes PiS zapewniał: – W sprawach kluczowych chcemy się odwołać do Polaków bezpośrednio, w referendum.
Problem w tym, że pytania, które PiS postanowił zadać, nie dotyczą kwestii dla Polaków najważniejszych. Wręcz przeciwnie. Z badania IBRiS dla „Rzeczpospolitej” wynika, że z 12 spraw, o które zapytaliśmy respondentów, trzy tematy referendalne zajmują trzy ostatnie miejsca, zaś czwarte – zajmuje miejsce szóste – i tak z dwukrotnie niższym odsetkiem wskazań od tematów, które Polacy uważają za najważniejsze. Na liście priorytetów jest za to dostęp do służby zdrowia, bezpieczeństwo w związku z wojną w Ukrainie, praworządność i niezależność sądów oraz dostępność mieszkań. Później pojawia się bariera na granicy z Białorusią, dostępność aborcji, edukacji, klimat oraz susza.
Czytaj więcej
Władza nie chce pytać obywateli o aktualne i ważne dla nich problemy, bo sobie z nimi nie poradziła.
To pokazuje, że pytania referendalne mają na celu skupienie dyskusji w kampanii na walce z Donaldem Tuskiem, który pojawia się w niemal każdym materiale wyborczym PiS, a nie na sprawach rzeczywiście dla Polaków najważniejszych. Zresztą zaskakuje fakt, że zupełnie inaczej wyglądają priorytety respondentów popierających rządzących i tych, którzy wspierają opozycję. Łączy ich jedynie przekonanie o wadze służby zdrowia. To pokazuje, jakie spustoszenie sieje polaryzacja, którą dwie największe partie podsycają.
Po co PiS powołał komisję lex Tusk?
Co ciekawe, kwestia relokacji migrantów, która natchnęła PiS myślą o referendum, budzi z przedstawionych tematów najmniejsze zainteresowanie. Jako najmniej ważną wskazują ją nawet wyborcy PiS! To zaś pokazuje, jak ryzykowny był to pomysł, a dorzucenie trzech kolejnych pytań, miało uratować PiS przed utratą twarzy. Podobnie jak powołanie na ostatnim posiedzeniu Sejmu tzw. komisji lex Tusk, tylko po to by nie zdradzić wyborcom, że nie chce się realizować tego niemądrego pomysłu.