Między partiami opozycyjnymi następuje emocjonalne wzmożenie. Każdy ma sondaże, każdy przedstawia wyliczenia. Jedna lista, dwie, trzy. Nawet eksperci i autorzy badań otwarcie w mediach społecznościowych wypominają sobie metodologiczne błędy i pomyłki w rachunkach. I też towarzyszą temu silne nerwy.
Wygląda jednak na to, że nie jest problemem to, czy taki lub inny wariant zapewni opozycji większość, tylko to, że sytuacja zmieniła się przez kilka ostatnich miesięcy. Wtedy opozycja wygrywała z PiS w każdym wariancie, nawet kiedy wszyscy szli osobno. A teraz już nie. I mają rację ci, którzy mówią, że wzajemne ataki nikomu dobrze nie robią, demobilizują wyborców i wciskają kij w szprychy. Pokazują to wszystkie sondaże. Lepiej mówić jednym głosem, niż wieloma i to rozhisteryzowanymi. Ale jeden głos w kilku ważnych sprawach, to jeszcze nie jedna lista.
Kto się kłóci z matematyką?
- My wygramy te wybory, chyba że popełnimy jakiś zasadniczy błąd. Uważam, że mniejsze partie opozycyjne, tak długo jak będą sobie działały na zasadzie "nie jesteśmy od wygrywania, chcemy być, chcemy wyjść", to będą kłopotem. Jak się z nimi spotykałem, namawiałem ich do tej jednej listy - od pierwszego dnia, dlatego, że wszędzie słyszę to od ludzi. Jeśli jesteś demokratą i chcesz o coś walczyć, to słuchaj ludzi, słuchaj zdrowego rozsądku i nie kłóć się z matematyką - przekonywał lider PO na spotkaniu z wyborcami żywiecczyzny. I dodał zdanie bardzo charakterystyczne: - Już za kilka miesięcy zobaczycie to w sondażach, na dwa-trzy miesiące przed wyborami - że ci, którzy chcą tylko wejść, tylko być - oni znikną. I będziemy mieli jedną listę.
Czytaj więcej
Przy osobnym starcie w wyborach wszystkich ugrupowań obecna opozycja nie miałaby większości w nowym Sejmie - wynika z sondażu IBRiS dla „Rzeczpospolitej”.
Co oznaczają te słowa? Podporządkuj się lub giń. To także zapowiedź wycinki konkurencji przez dwa-trzy miesiące kampanii. Trudno o gorszy przedwyborczy wist. Oczywiście można po ludzku zrozumieć irytację Donalda Tuska, który napotkał takie trudności na drodze realizacji swojego pomysłu jednej listy, tym bardziej, że na połączeniu którychkolwiek mniejszych ugrupowań traci nie tylko PiS, ale i Platforma. W wariancie KO, Lewica i wspólna lista PSL i PL2050, badanym przez IBRiS na zlecenie „Rzeczpospolitej”, KO traci 12 mandatów w porównaniu z wariantem osobnego startu wszystkich pozostałych partii. Porozumienie ludowców i ekipy Hołowni zagraża więc Donaldowi Tuskowi bezpośrednio i nic dziwnego, że z tym zagrożeniem walczy w odruchu ratowania stanu posiadania.