Jędrzej Bielecki: TVN, warunek wolności

Po wezwaniu ambasadora Marka Brzezińskiego do MSZ z powodu emisji filmu o tym, co wiedział Jan Paweł II o pedofilii w Kościele, staje się jasne, że najbliższe wybory rozstrzygną o swobodzie wymiany myśli w naszym kraju.

Publikacja: 09.03.2023 17:37

Zachowanie naszego MSZ potwierdza ocenę Joe Bidena, że przyszłość świata rozstrzygnie się w nadchodz

Zachowanie naszego MSZ potwierdza ocenę Joe Bidena, że przyszłość świata rozstrzygnie się w nadchodzących latach nie tylko na Ukrainie, ale i w innych narodach, także w Polsce

Foto: PAP/EPA

Ledwie trzy tygodnie temu Joe Biden apelował u stóp Zamku Królewskiego w Warszawie o obronę świata wolności i demokracji. Mówił, że ta batalia rozstrzygnie się na Ukrainie. Ale przekonywał też: „Świat jest w kluczowym momencie. Decyzje, które będziemy podejmować w ciągu najbliższych pięciu lat, rozstrzygną o przyszłości świata na wiele dziesiątków lat. Dotyczy to Ameryki i innych narodów”.

W tamtym momencie propagandziści PiS przekonywali, jak ważna jest Polska, skoro amerykański prezydent zdecydował się na wygłoszenie właśnie w jej stolicy takiego apelu. Wskazywali, że nie może być lepszego dowodu na to, że – inaczej niż uważa Bruksela – pod rządami obecnej władzy w pełni są respektowane swobody demokratyczne.

Czytaj więcej

Ambasador USA „zaproszony” do MSZ. W tle dokument TVN24 o Janie Pawle II

Dziś jednak staje się jasne, że polski rząd zupełnie inaczej rozumie wolność i swobodę debaty niż to widzi Biały Dom. I potwierdza to ocenę Bidena, że przyszłość świata rozstrzygnie się w nadchodzących latach nie tylko na Ukrainie, ale i w innych narodach, także w Polsce.

W optyce polskich władz działalność mediów może mieć tylko jedno uzasadnienie: udział, za odpowiednią gratyfikacją, w akcji propagandowej koniecznej dla utrwalenia obecnego układu politycznego w naszym kraju.

Wezwanie, które dopiero po chwili w MSZ uznano za „zaproszenie”, ambasadora USA Marka Brzezińskiego z powodu emisji przez TVN filmu „Franciszkańska 3”, to sygnał, jak daleko jest gotowy w tej logice zabrnąć obecny rząd. Podobnie jak uzasadnienie gestu, który w dyplomacji uważa się za sygnał poważnego niezadowolenia z innego kraju: „MSZ uznaje, że potencjalne skutki tych działań są tożsame z celami wojny hybrydowej mającej na celu doprowadzenie do podziałów i napięć w polskim społeczeństwie”.

Polska mogła wykorzystać swoje pięć minut, aby stać się jednym z rozgrywających w obecnej polityce europejskiej. Inaczej niż Niemcy od lat trafnie ostrzegała przed zagrożeniem ze strony Rosji i odpowiednio do tego prowadziła politykę obronną czy energetyczną. Podważanie państwa prawa i ciągłe ataki na Berlin uniemożliwiły wykorzystanie jej w pełni. Ale dziś ta dziejowa szansa zupełnie przepada, skoro Warszawa operuje w świecie innych wartości niż Zachodnia Europa, gdzie debata o systemowych problemach Kościoła związanych z pedofilią, zawsze bolesna, wszędzie się jednak toczyła i toczy.

Ledwie trzy tygodnie temu Joe Biden apelował u stóp Zamku Królewskiego w Warszawie o obronę świata wolności i demokracji. Mówił, że ta batalia rozstrzygnie się na Ukrainie. Ale przekonywał też: „Świat jest w kluczowym momencie. Decyzje, które będziemy podejmować w ciągu najbliższych pięciu lat, rozstrzygną o przyszłości świata na wiele dziesiątków lat. Dotyczy to Ameryki i innych narodów”.

W tamtym momencie propagandziści PiS przekonywali, jak ważna jest Polska, skoro amerykański prezydent zdecydował się na wygłoszenie właśnie w jej stolicy takiego apelu. Wskazywali, że nie może być lepszego dowodu na to, że – inaczej niż uważa Bruksela – pod rządami obecnej władzy w pełni są respektowane swobody demokratyczne.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich