Czytaj więcej
24 lutego Rosja rozpoczęła pełnowymiarową inwazję na Ukrainę. Wołodymyr Zełenski prosi Ukraińców, aby dbali o siebie nawzajem.
Gdy Putin niedawno wysłał Dmitrija Miedwiediewa do Pekinu, a Wiaczesława Wołodina (szefa Dumy) do Ankary, w niezależnych rosyjskich mediach spekulowano, że gospodarz Kremla chce jak najszybciej zakończyć wojnę i przekazuje poprzez zagranicznych pośredników sygnały do Kijowa.
Parę dni temu rzecznik Putina precyzował, że żadnych porozumień nie będzie, dopóki Ukraina nie uzna rosyjskiej okupacji czterech regionów, nie licząc anektowanego w 2014 r. Krymu. Jeżeli takie sygnały Rosja wysyła przez pośredników, to odpowiedzi szybko się nie doczeka. Zdanie Ukraińców i świata na ten temat jest znane, więc dyplomacja będzie bezradna. Militarnie zmusić Ukraińców do kapitulacji w ciągu już ponad dziesięciu miesięcy armia rosyjska nie potrafiła. Bachmutu wciąż nie zajęła. Poza arsenałem nuklearnym Putinowi pozostaje już tylko jedno – terror. Prezydent Rosji liczy, że Ukraińcy pozbawieni zimą wody, gazu, prądu i ogrzewania odpuszczą, pozwolą zatrzymać wojnę na warunkach Moskwy, tracąc przy tym kolejne części swojego kraju.
Czytaj więcej
"Rosja postawiła wiele na ten atak, przygotowując go przez dwa tygodnie" - pisze na swoim kanale w serwisie Telegram premier Ukrainy, Denys Szmyhal.
Putin wie, że taki „pokój” szybko doprowadziłby do destabilizacji sytuacji wewnątrz Ukrainy i nie wykluczone, że zakończyłby się obaleniem prezydenta Wołodymyra Zełenskiego. To cel nadrzędny Kremla i właśnie dlatego Putin wysłał w czwartek nad Dniepr ponad 120 rakiet, a rosyjski resort obrony zilustrował ten barbarzyński atak cynicznym napisem „nigdy nie zabraknie”. Rosjanie otwarcie przyjmują taktykę najeźdźców, którzy próbują zdobyć twierdzę każdym kosztem, nie zważając na los jej mieszkańców. W średniowieczu paliliby wsie, zatruwaliby wodę i pozbawialiby żywności broniących się. Dzisiaj Rosjanie niszczą elektrownie, ciepłownie, rozdzielnie i wodociągi.