Tomasz L. jest od kilku miesięcy podejrzany o szpiegostwo na rzecz rosyjskich służb. TVN w programie „Czarno na białym” ujawnił właśnie, że przed laty był on członkiem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych.
Nie wiemy, jakie poczynił szkody państwu, czyli jakie informacje mógł przekazać do Rosji, i pewnie nigdy się tego nie dowiemy, o ile nie zdecyduje się on współpracować z prokuraturą. Nie wiemy też, jakie były motywacje zdrady i podjęcia współpracy z wrogiem, czy był to szantaż, pieniądze, względy ideologiczne. Z informacji prokuratury wynika na razie, że przekazywał informacje co najmniej od 2017 r.
Nadużyciem jest jednak twierdzenie, że Lech Kaczyński, który go zatrudnił w Urzędzie Miasta Warszawy, Radosław Sikorski, w czasie działalności komisji weryfikacyjnej szef MON, Sławomir Cenckiewicz, który stał na czele komisji, czy Antoni Macierewicz, który weryfikował WSI w tamtych latach, byli jego „oficerami prowadzącymi” i wiedzieli o jego podwójnej grze. L. był agentem rosyjskim i to ludzie z Jasieniewa wiedzieli, co im przynosił.
Czytaj więcej
Zatrzymany w marcu pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji 57-letni Tomasz L. był w przeszłości członkiem komisji likwidacyjnej Wojskowych Służb Informacyjnych – ujawnił w środę TVN24.
Warto przypomnieć, że pomysł likwidacji WSI w 2006 r. był efektem decyzji politycznej, za którą stał rząd Jarosława Kaczyńskiego, ale którą popierały też inne partie polityczne. Decyzja ta nie wynikała z chęci rozbicia służb, ale przede wszystkim oczyszczenia ich z patologii. Na przełomie XX i XXI wieku wiele pisały o tym ówczesne media. WSI były zamieszane chociażby w handel bronią, która trafiała do grup przestępczych. Pisaliśmy o tym w „Rzeczpospolitej”. W szeregach WSI znajdowali się ludzie, którzy nie przeszli weryfikacji po zmianie władzy, a tzw. ubeckie układy ciągle były żywe, a w latach 80. oficerowie współpracowali z „radzieckimi”.