Wicher w twarz nam wieje, deszcz zacina, mamy za sobą bolesną pandemię i kryzys spowodowany wojną w Ukrainie. W telewizji straszą inflacją i dewaluacją. Straszą tak, że włosy dęba stają i skóra cierpnie. Nawet wielki zaklinacz złotówki Adam Glapiński, który latami słodził, że jakaś straszliwa inflacja Polakom nie grozi, teraz z oczami zimnymi jak sztylety powtarza za GUS kolejne liczby: wrzesień – 17,2 proc., październik – 17,9 proc., listopad – 17,4 proc. Taki wskaźnik inflacji. Rok do roku oczywiście. Do tego brakuje węgla, prezes zezwala Polakom palić wszystkim poza oponami, bieda z uchodźcami, Ukraina ma problemy z eksportem żywności, a na polskie suszarnie zbóż spadają rakiety niewiadomego pochodzenia. Polska – rzec można – w ruinie. Na progu załamania.
A jaka jest reakcja Polaków? Logika podpowiada, że powinniśmy chwycić się za kieszenie. Ograniczyć wydatki. Chronić gotówkę (kto ma) i przestać wydawać złocisze na zbędne cele. Święta? Choinka? Prezenty? Jeśli w ogóle, to skromnie. Bardzo skromnie. Ale tu błąd mili państwo! Badania IBRiS, które prezentujemy czytelnikowi jako pierwsi, wykazują, że nie taki Polak wystraszony, jakby się wydawało. Nie będzie żadnych skromnych świąt. Przeciętna polska rodzina wyda na święta ledwie o 3,3 proc. mniej niż w zeszłym roku – statystycznie 1235 zł i 25 gr. Większa część tej kwoty pójdzie na prezenty – 754 zł i 19 gr. Reszta na choinkę, tradycyjnych 12 wigilijnych dań, no i na to, co wiadomo, a o czym na tych szacownych łamach wspominać nie wypada. Nominalnie ta kwota będzie niższa niż zeszłoroczny budżet o 40 zł. Faktycznie, ze względu na utratę wartości nabywczej złotego zakupy będą skromniejsze, ale powiedzmy sobie szczerze, nie bardzo.
Czytaj więcej
Przeciętna polska rodzina wyda w tym roku na zakupy świąteczne nieco ponad 1235 zł – wynika z sondażu IBRIS dla „Rzeczpospolitej”. To mniej niż przed rokiem, ale, jak zwracają uwagę autorzy badania, mimo że tegoroczne Boże Narodzenie upłynie nam w cieniu inflacji, to nasze wydatki, w porównaniu do roku poprzedniego, zmniejszą się tylko nieznacznie.
Co ciekawe, z badań wynika, że gros wydatków planujemy na grudzień. Jedzenie kupować będziemy głównie w dyskontach. Prezenty zazwyczaj w internecie – 37 proc. Nie będziemy więc na nich oszczędzali; szukać ich w dyskontach będzie ledwie ok. 5 proc. ankietowanych. Będą nieco skromniejsze: głównie kosmetyki, ubrania i słodycze. Na sprzęt elektroniczny zdecyduje się jedynie co dziesiąty Polak. A co piszącego te słowa cieszy najbardziej, aż 30 proc. Polaków pod choinkę ofiaruje bliskim książkę.
Po tym zgrabnym referacie powinno paść pytanie: halo, co się stało, dlaczego nie jesteśmy wystraszeni? Dlaczego znękani inflacją wcale nie pękamy? Czyżby polskie „postaw się i zastaw się” było wiecznie żywe? Trudno powiedzieć. Trzeba by przeprowadzić kolejne badanie. Osobiście uważam (i tu chciałbym sprawić osobistą przyjemność najważniejszemu z prezesów), że to nic innego, jak siła narodowej tradycji. Kaprys polskiego konserwatyzmu, który nie działa już tak bardzo (umarł?) w sprawie gender, LGBT i uchodźców, ale daje o sobie znać przy okazji tych jedynych świąt. No i jeszcze jedno, minęła groza pandemii (ona sama nie). Trzeba to przeświętować. Najlepiej w szerokim gronie rodzinnym. Więc świętujemy.