Krzysztof Adam Kowalczyk: Triumfalny powrót gospodarki niedoboru

Nadmierne zaangażowanie państwa w gospodarce, zamiast rozwiązywać problemy, generuje nowe. Tak jak w przypadku zawieszenia produkcji nawozów i braków CO2.

Publikacja: 29.08.2022 16:15

Choć tzw. realny socjalizm skończył się ponad 30 lat temu, co i rusz pojawiają się braki towarów

Choć tzw. realny socjalizm skończył się ponad 30 lat temu, co i rusz pojawiają się braki towarów

Foto: AdobeStock

Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju” – przypomniały mi się te słowa felietonisty z czasów PRL Stefana Kisielewskiego, gdy decyzja Azotów i Anwilu o zawieszeniu produkcji nawozów zagroziła załamaniem produkcji piwa, napojów gazowanych, wyrobów mleczarskich i mięsnych. Wszędzie tam, gdzie wykorzystuje się CO2, będący produktem ubocznym przy produkcji nawozów. Gdy branża spożywcza podniosła larum, Anwil bohatersko w poniedziałek zmienił zdanie. Co zrobią Azoty, jeszcze nie wiem, gdy piszę te słowa.

Wiem natomiast, że wraca gospodarka niedoboru. Choć tzw. realny socjalizm skończył się ponad 30 lat temu, co i rusz pojawiają się braki towarów. Głównie w sektorach, w których państwo rozdaje karty. W kraju, w którym „węgla starczy na 200 lat”, jego składy świecą dziś pustkami, a przed państwowymi kopalniami ustawiają się kolejki. W szczycie sezonu przetworów owocowych zabrakło cukru, choć Polska jest jednym z jego największych producentów w Europie, a państwowy potentat zapewnia ok. 40 proc. krajowej produkcji. Teraz z kolei zabrakło CO2.

Czytaj więcej

Anwil wznawia produkcję nawozów. To koniec problemów producentów żywności z CO2?

Gdy rosyjska zapowiedź zakręcenia Nord Stream 1 na trzy dni posłała ceny gazu ziemnego w kosmos, zużywające ogromne ilości tego surowca państwowe firmy nawozowe postanowiły „przeskoczyć” górkę cenową, zawieszając produkcję. Ich zarządy znalazły się między młotem a kowadłem – z jednej strony lawinowo rosnące koszty, z drugiej ceny nawozów są dziś kwestią polityczną. Zarządy rozwiązały problem, jak umiały, prawdopodobnie bez świadomości, że zagrozi to wstrzymaniem produkcji w wielu innych zakładach.

Gospodarka to system naczyń połączonych: zmiany w jednym miejscu mogą wywołać zaburzenia w innym. W epoce szoków cenowych na rynku energii i gazu od jakości kadr zarządzających zależy, czy odpowiedź firm będzie adekwatna i czy zamiast złagodzić skutki szoków, ich nie wzmocni. Tymczasem władza obsadza spółki Skarbu Państwa wedle klucza partyjnego, a nie kompetencji. Co i raz próbuje też ręcznie majstrować przy rynku, a na domiar złego ogranicza konkurencję, łącząc rywalizujące dotąd państwowe firmy w wielkie czebole.

W PRL też była partyjna nomenklatura i były monopole. Ale w czasach Kisielewskiego nie było jeszcze prawdziwego rynku i dominującego nań sektora prywatnego. Lepiej lub gorzej, ale bierze on szoki rynkowe na klatę. Pod warunkiem jednak, że gospodarka niedoboru rodząca się dziwnym trafem „na państwowym” mu w tym nie przeszkodzi.

Socjalizm jest to ustrój, w którym bohatersko pokonuje się trudności nieznane w żadnym innym ustroju” – przypomniały mi się te słowa felietonisty z czasów PRL Stefana Kisielewskiego, gdy decyzja Azotów i Anwilu o zawieszeniu produkcji nawozów zagroziła załamaniem produkcji piwa, napojów gazowanych, wyrobów mleczarskich i mięsnych. Wszędzie tam, gdzie wykorzystuje się CO2, będący produktem ubocznym przy produkcji nawozów. Gdy branża spożywcza podniosła larum, Anwil bohatersko w poniedziałek zmienił zdanie. Co zrobią Azoty, jeszcze nie wiem, gdy piszę te słowa.

Pozostało 80% artykułu
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Dlaczego PiS wciąż nie wybrał kandydata na prezydenta? Odpowiedź jest prosta
Komentarze
Mentzen jako jedyny mówi o wojnie innym głosem. Będzie czarnym koniem wyborów?
Komentarze
Karol Nawrocki ma w tej chwili zdecydowanie największe szanse na nominację PiS
Komentarze
Jerzy Surdykowski: Antoni Macierewicz ciągle wrzuca granaty do szamba
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Komentarze
Jan Zielonka: Donald Trump nie tak straszny, jak go malują? Nadzieja matką głupich