Trzeba powiedzieć sobie jasno: Czerwone linie zostały przekroczone. Nie ma powrotu do reguły business as usual z putinowską Rosją. Dopóki Ukraina nie powróci do uznawanych przez społeczność międzynarodowych granic, a odpowiedzialni za ostrzał budynków mieszkalnych i szpitali w miastach nie odpowiedzą za to przed międzynarodowymi trybunałami, z Rosją nie ma o czym rozmawiać. Tu nie ma miejsca na kompromisy, na dzielenie włosa na czworo. Czekają nas być może całe lata nowej, już nie zimnej, ale lodowatej wojny.
I – to też trzeba sobie powiedzieć jasno – koszty tej wojny poniesiemy wszyscy. Aby sankcje bardzo bolały Rosję, muszą też, mniej lub bardziej, zaboleć nas. Abyśmy mogli udzielić pomoc setkom tysięcy uchodźców z Ukrainy – musimy zacisnąć pasa. Aby uniezależnić się energetycznie od Rosji, musimy być gotowi na wyrzeczenia. Być może będzie to oznaczać, że przez najbliższe lata nie będziemy w stanie powrócić do poziomu życia, do jakiego wszyscy się przyzwyczailiśmy.
Czytaj więcej
Uchodźcy z Ukrainy uciekający przed wojną będą mieli w Polsce prawo do pracy, dostęp do pomocy społecznej i świadczeń rodzinnych. Pytana o koszt wypłat z programu 500+ dla tych osób minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg powiedziała, że "to bardzo potężne środki finansowe". W programie "Siódma - Dziewiąta" dodała, że wsparcie będzie "zabezpieczone przez budżet państwa", ale że Polska rozmawia z UE o kwestii współfinansowania tej pomocy.
Będzie to niewątpliwie przestrzeń dla diabelskich podszeptów Rosji, która zacznie sączyć wszystkimi znanymi sobie sposobami jad w dusze Europejczyków. Będzie pytać czy warto tak się poświęcać dla Ukrainy. Czy warto płacić więcej za energię czy paliwo, skoro Rosja mogłaby znów udawać, że jest normalnym państwem, a my moglibyśmy znów udawać, że w to wierzymy. I będzie nam się wszystkim żyło przyjemniej. Do czasu, aż Rosji zamarzy się kolejny kąsek – i znów przesunie na swoją granicę 200 tys. żołnierzy.