Zaproszenie wystosowane przez rząd do przedstawicieli parlamentarnych klubów to iście diabelska pułapka. Gdyby opozycja odrzuciła zaproszenie, naraziłaby się na opinię, że tylko krytykuje, ale już nie garnie się do współpracy przy narodowym programie szczepień. A równocześnie, przyjmując zaproszenie, naraża się na ryzyko, że borykający się z komunikacyjnymi problemami rząd wciągnie ją do tzw. blame game – czyli sporu o to, kto odpowiadać będzie za sytuację, gdyby program okazał się niewypałem. Choć zaufania pomiędzy rządzącymi a opozycją nie ma wcale, ta ryzyko podjęła i przyjęła zaproszenie. Bo nawet jeśli antypisowscy politycy podejrzewają rząd wyłącznie o złe intencje, sprawa szczepień jest ważniejsza – choć brzmi to trywialnie – od bieżącej polityki.
Są sprawy, za które winę ponosi polski rząd, i są takie, które są od władz niezależne. Zaskoczona mniejszymi, niż obiecano, dostawami jest Komisja Europejska, która koordynowała zakupy dla całej Wspólnoty. Ale po tym, gdy zamówione szczepionki – bez względu na liczbę dawek – trafiają do Polski, odpowiedzialność za ich podawanie spada wyłącznie na rząd. I tylko od niego zależy, czy akcja zmieni się w wielki chaos, czy też w sukces. A toczy się tu swoisty wyścig z czasem.
Wyścig na zaszczepienie jak największego odsetka populacji to nie gra o honor, ale o życie. Każdy dzień niepotrzebnego opóźnienia naraża życie i zdrowie osób, które mogłyby się nie zakazić, ale nie miały odporności, bo nie zostały zaszczepione. Każdy dzień opóźnienia to czas dla wirusa, gdy może on mutować, tworząc coraz bardziej niebezpieczne szczepy. Ale to też każdy dzień bliżej uzyskania odporności społecznej, która pozwoli otworzyć gospodarkę. Jest o co walczyć. Dlatego opozycja i rząd powinny w tej sprawie współpracować. Jeśli zgodą dotyczącą szczepionek wyślą sygnał do wyborców, że to wspólny wysiłek obywateli i klasy politycznej, szanse na powodzenie tego przedsięwzięcia wzrosną.