Za co? – pytały dziennikarki Biełsatu, gdy usłyszały, że są skazane na dwa lata kolonii karnej. To pytanie pojawia się w tytule opowiadania Lwa Tołstoja o bezwzględnych represjach i zsyłce powstańca listopadowego. W wypadku Kaciaryny Andrejewej i Darii Czulcowej odpowiedź – gdyby ogłaszający wyrok zdobyli się na szczerość – brzmiałaby tak: bo Aleksander Łukaszenko jak car może robić, co chce.
Może zamykać dziennikarzy za to, że są dziennikarzami i tylko dziennikarzami – Andrejewa i Czulcowa po prostu relacjonowały wydarzenia. Może torturować nastolatków, którzy demonstrują przeciw fałszerstwom wyborczym. Może nasyłać zbirów i morderców na obrońców praw człowieka czy artystów. Taka jest Białoruś po ponad ćwierćwieczu rządów Aleksandra Łukaszenki. Nie ma pomysłu, jak ratować gospodarkę, nie dba o szczepionki dla obywateli, zajmuje się obroną swojej władzy. Wszystkimi dostępnymi środkami.
Czy tak musi być już zawsze? Czy poświęcenie dziennikarek, wypełnianie przez nie misji, pójdzie na marne, będą cierpiały i nic z tego nie wyniknie? Na razie czujemy się bezradni, wściekli, z przerażeniem myślimy, jakie jeszcze czerwone linie przekroczy dyktator. Najgorsze byłoby jednak, gdybyśmy uznali, że nic od nas nie zależy, i zajęli się innymi tematami – tyle ich jest przecież na przeżywającym wstrząsy świecie. Mam wrażenie, że w wielu krajach zainteresowanie Białorusią już wygasło.
Solidarność z Kaciaryną, Darią i dziesiątkami innych odważnych dziennikarzy, odważnych Białorusinek i Białorusinów trzeba wyrażać wszystkimi możliwymi sposobami. Dziennikarze słowami, politycy czynami. A dziennikarze powinni skłaniać polityków do działania. Musimy się domagać prawdziwych sankcji wobec Łukaszenki i jego cynicznych cyngli, także ludzi młodych, jak ci, co bezpośrednio odpowiadają za wyrok. Musimy też jeszcze bardziej wspierać społeczeństwo białoruskie. Jeden z pomysłów przedstawił niedawno w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej" szef litewskiego MSZ Gabrielius Landsbergis: skoro Łukaszenko się tym nie zajmuje, to my przekażmy szczepionki, choćby lekarzom na pierwszej linii antycovidowego frontu. Pokażmy, że los Białorusi jest nam bliski.