Sektory, w których liczba sklepów się kurczy, to również sprzedaż obuwia czy drogerie, co jest również efektem spadku liczby klientów w centrach handlowych wywołanego pandemią, a w efekcie przenoszenia się coraz większej liczby klientów i sprzedawców do handlu internetowego.
W przypadku lidera pod względem liczby sklepów, czyli sektora spożywczego, spadek wynosi 0,1 proc., co przekłada się na likwidację ok. 200 sklepów. Realnie jednak sytuacja wygląda inaczej, skoro wiele sieci się rozwija – Żabka otwiera ich tysiąc rocznie, rosną też Biedronka, Lidl czy Netto. Oznacza to jednoczesne zamykanie tysięcy głównie małych, tradycyjnych sklepów spożywczych. Udział w rynku najszybciej zwiększa jego lider, czyli dyskonty. Według Euromonitor International będą one już w tym roku kontrolowały 38 proc. wydatków Polaków na żywność i chemię gospodarczą.
To będzie trudny rok
Inflacja już rośnie mocno, a będzie jeszcze gorzej, gdy sprzedawcy przełożą na ceny detaliczne swój wzrost kosztów. – U nas bułka – fakt większa, ale jednak – kosztuje ponad 1 zł, w Biedronce zaś 30 groszy. Jak zareagują klienci? Nie można mieć pretensji do ludzi, którym też zacznie brakować pieniędzy – mówi właściciel piekarni w Warszawie.
Takie dylematy dotyczyć będą również pozostałych kategorii produktów, od owoców i warzyw po mięso czy nabiał, często kupowane na bazarkach czy w specjalistycznych sklepach. Wszędzie ceny galopują, więc klienci nawet zmienią zwyczaje i sprzedawcę, aby choć trochę mniej wydać. Wielkie sieci z dyskontami na czele rozegrają to po swojemu i jeszcze na tym zyskają, jeśli chodzi o liczbę klientów i udziały rynkowe.
Sieci dyskontowe to również najwięksi reklamodawcy, zatem czeka nas ofensywa kampanii z promocjami nawet głębszymi niż obowiązująca od 1 lutego obniżka o 5 pkt proc. VAT na podstawowe produkty spożywcze. Lidl już poinformował, że zetnie ceny 1 lutego – w przypadku jego oferty dotyczy to 2 tys. artykułów. Konkurencyjny Aldi zapowiada obniżki już od 31 stycznia, a akcja też dotyczy ok. 2 tys. produktów.