Polska twierdzi, że rosnące ceny uprawnień do emisji CO2 mają ogromny wpływ na obecny wzrost cen energii. Zgadza się pan z tym?
Rosnące ceny energii są bezpośrednim skutkiem wzrostu cen gazu. A dokładnie: gaz ma osiem razy większy wpływ na ceny energii niż ETS. Ponieważ w Polsce wytwarzaniu energii towarzyszy największy ślad węglowy w Europie, to ten wpływ ETS na ceny będzie wyższy niż w innych państwach, bo w elektrowniach na węgiel ten wpływ jest dwa razy wyższy niż w elektrowniach na gaz. Ale to ciągle będzie wpływ ograniczony.
Wiem, że polski rząd od dawna krytykował ETS. Ale bardzo wierzę w ten system, bo on pozwala nam przejść na odnawialne źródła energii i generuje całkiem duże strumienie dochodów dla budżetów państw członkowskich. Z tych pieniędzy mogą one finansować transformację energetyczną czy też wypłacać kompensaty gospodarstwom domowym.
W latach 2013–2020 Polska zarobiła na tym 8,5 mld euro. Tylko w tym roku ze sprzedaży certyfikatów na emisję CO2 dostanie ponad 5,5 mld euro. Przecież może użyć tego na inwestycje albo przekazać gospodarstwom domowym, które mają problemy z uregulowaniem rachunków za energię. Jeśli w Polsce szacuje się, że ubóstwo energetyczne dotyka 1,6 mln gospodarstw domowych, to każda rodzina może dostać 1700 euro wsparcia, jeśli tylko przeznaczy się na to połowę wpływów z ETS. Są więc sposoby, żeby odpowiedzieć na rosnące ceny energii, ale robienie tego poprzez zmiany ETS byłoby wylewaniem dziecka z kąpielą.
Czytaj więcej
Komisja Europejska nie dopatrzyła się spekulacji na rynku uprawień do emisji CO2. Przedstawiciele KE podkreślą, że udział graczy handlujących instrumentami pochodnymi związanymi z rynkiem EU ETS jest niewielki.