Dla jednych to powrót do wspomnień z dzieciństwa, dla innych - spotkanie z legendarnym kinowym hitem, którego popularność mogła konkurować z seriami o Bondzie, „Top Gun” z Tomem Cruisem czy z hitami z Melem Gibsonem spod znaku „Mad Maxa” czy „Zabójczej broni”. Niestety, obawiam się, że i jedni i drudzy mogą poczuć się rozczarowani.
Przed światową premierą „Indiany Jonesa i artefaktu przeznaczenia” na Croisette zebrały się nieprzebrane tłumy. Bilety na pokaz zniknęły w pierwszych minutach po uruchomieniu systemu rezerwacji. Fotoreporterzy zajmowali dogodne miejsca od wczesnego popołudnia. Tak to w Cannes bywa. Wszyscy czekają na wyrafinowane dzieła Akiego Kaurismakiego, Nuri Bilge Ceylana czy Marca Bellocchia, ale szaleństwo zaczyna się, gdy swoje blockbustery i największe gwiazdy przywożą Amerykanie.