Ten film miał uratować kina po pierwszym, wiosennym lockdownie. Jego premierę dystrybutor przekładał kilka razy. Ale w Ameryce pandemia zbierała swoje żniwo i ostatecznie premiera filmu Christophera Nolana odbyła się w wielu krajach świata 26-27 sierpnia, a w Stanach tydzień później. I, niestety, szału nie było.  W Stanach „Tenet”, który kosztował ponad 200 mln dolarów, zarobił 57 milionów dolarów, na całym świecie – 362 mln. W normalnym, „niekoronawirusowym” czasie byłoby to zapewne trzy razy więcej.

Teraz więc można obejrzeć „Tenet” w domu. I warto po tę płytę sięgnąć. Choćby dlatego, że Christopher Nolan jest znakomitym reżyserem, który stale przenosi na ekran współczesne lęki. Już jego filmy „Memento” i „Bezsenność” zapowiadały wyjątkową osobowość.  Potem Nolan zmienił m.in. Batmana. Uczłowieczył go, obnażył jego słabości, ale też osadził go głęboko we współczesnym świecie, pełnym lęków i zła. I nawet opowiadając w „Dunkierce” o II wojnie światowej zrobił film ze zbiorowym bohaterem, którego prawdziwym tematem jest koszmar. Śmierć, która atakuje zewsząd. Może przyjść w każdej chwili. Z powietrza, z morza, z lądu.Tu nie ma bitwy – wszystko zaczyna się już po niej. Tu nie ma polityki ani niczyich racji. Tu nie ma wreszcie bohaterstwa, co najwyżej trafia się jakiś ludzki odruch. Są tylko: potworny strach i wola życia - instynktowna, niemal zwierzęca. Próba uratowania się z pożogi.

Równie zaskakujący jest „Tenet” - wielkie widowisko, które zaczyna się od sceny ataku na Operę Narodową w Kijowie, łudząco przypominającej tragiczną terrorystyczną napaść i oblężenie teatru na Dubrowce. A potem, jak nakazywał Hitchcock napięcie rośnie. Jest bowiem w „Tenecie” wszystko: ogólnoświatowy terroryzm, oligarchowie rozgrywający własne interesy i mrzonki. Podróże w czasie – Nolan wykorzystuje zjawisko tzw. wstecznej entropii. Ludzie biegają do tyłu, pociągi jeżdżą wstecz, kule wracają do pistoletów. Głównego bohatera filmu przełożeni wysyłają, by zbadał to zjawisko związane z działaniami rosyjskiego handlarza bronią. Przeszłość miesza się tu z teraźniejszością i przyszłością. Nolan pokazuje, jak ludzkość nie wykorzystała szans na odnowienie świata, pokazuje współczesne traumy, pyta o przyszłość. Krwiste, bardzo różnorodne postacie tworzą aktorzy – John David Washington w roli głównego Protagonisty, Robert Pattinson jako jeden z komandosów. Karykaturalny, ale pasujący do całości jest Kenneth Branagh jako nieobliczalny oligarcha. Nasza rodaczka (po ojcu) Elizabeth Debicki wciela się w zgnębioną żonę oligarchy.

„Tenet” to nie prosty film science fiction, w którym bohater ratuje świat przed zagładą. Widz gubi się  sytuacjach i czasie, logika zdarzeń nie jest jasna. Ale sam reżyser twierdzi, że tego filmu nie trzeba zrozumieć. Lepiej go przeżyć. Więc można poeksperymentować z własną percepcją. A widowisko, jakie przy okazji funduje nam Nolan jest naprawdę przednie.