– Czuję się szczęśliwa tylko wtedy, gdy nic nie robię – wyznawała. – Nie rozumiem ludzi, którzy lubią pracować i mówią o tym, jakby to był jakiś obowiązek.
„Pandora i latający Holender” – ten mroczny film uważany jest za jeden z najważniejszych w dorobku Avy Gardner. Ale potem była też niemniej słynna „Bosonoga contessa”, czy „Noc iguany”. Ona zaś nie znosiła przymusu i pracy w filmie, która rzadko ją bawiła. Role przyjmowała wtedy, gdy potrzebowala pieniędzy, wiele z nich zdarzyło się też w trzeciorzędnych obrazach. Miała ponoć cygańską duszę i nie obchodził ją gwiazdorski wizerunek, w jaki próbowano ją wtłoczyć. Nienawidziła udzielać wywiadów i unikała ich konsekwentnie.