– Trzy najważniejsze rzeczy na świecie to seks, przemoc i religia – przekonuje Verhoeven. – Nie pokazuję nieprawdy.
Isabelle Huppert uważa, że ten reżyser nie prowokuje dla samej prowokacji, ale po to, by zadać ważne pytania.
Prywatnie jest ponoć inny niż jego filmy pełne przemocy i seksu. Urodzony w 1938 roku w Amsterdamie Paul Verhoeven był dzieckiem, gdy przyszła II wojna światowa i tak jak na całym jego pokoleniu, odcisnęła ona mocny ślad. Opowiadał potem, że gdy miał 6 lat, na podwórku na którym się bawił zjawili się Niemcy i postraszyli, że go zabiją.
Tak naprawdę miał szczęśliwe dzieciństwo jako hołubiony jedynak. Wiele od niego oczekiwano, bo był zdolny. I stał się perfekcjonistą, co w dorosłym życiu nieraz odczuła pracująca z nim na planie filmowa ekipa. Przez rok jako nastolatek mieszkał we Francji i marzył, że zda do szkoły filmowej. Stało się inaczej – wrócił więc do Holandii i podjął studia matematyczne i fizyczne. Zaczął kręcić pierwsze amatorskie filmy z kolegami z wydziału, utwierdzając się w przekonaniu, że to jest właśnie dla niego odpowiednie zajęcie. Wtedy poznał swą przyszłą żonę – Martine.