Wrażliwy operator z poczuciem humoru

Zmarł Edward Kłosiński. Jeden z najwybitniejszych polskich autorów zdjęć filmowych odszedł trzy dni po swoich 65. urodzinach. Stał za kamerą w ponad 60 filmach

Aktualizacja: 07.01.2008 06:35 Publikacja: 06.01.2008 09:29

Edward Kłosiński

Edward Kłosiński

Foto: Fotorzepa, Marian Zubrzycki

Urodził się 2 stycznia 1943 roku w Warszawie. Skończył liceum plastyczne we Wrocławiu, chciał studiować na Akademii Sztuk Pięknych. Ale porwały go ruchome obrazy. W 1967 roku zrobił dyplom na wydziale operatorskim w PWSFiTV w Łodzi. W 1970 roku trafił jako II operator na plan „Brzeziny” Andrzeja Wajdy, a rok później zadebiutował jako samodzielny autor zdjęć w filmie Janusza Zaorskiego „Uciec jak najbliżej”. Potem nakręcili też razem „Matkę Królów”.

Jak każdy wspaniały operator Kłosiński potrafił podporządkować się koncepcji reżysera, podkreślał, że dobre zdjęcia muszą służyć przede wszystkim opowiadanej historii.

– Edward był operatorem dyskretnym i może przez to niedostatecznie docenianym – mówi Krzysztof Zanussi. – Stronił od wszystkiego co łatwe, tanie, modne. Jego fotografia odznaczała się solidnością i kulturą. Poza tym był wyśmienitym inscenizatorem. Panował nad filmowym opowiadaniem.

„Fotografia nie może być taflą oddzielającą film od widza – stwierdził Kłosiński w wywiadzie dla „Kina” pod koniec lat 70. – Bo jeżeli zdjęcia są tak agresywne, że widz zaczyna się nimi zachwycać, to umyka mu istota filmu. Staram się nie »wystawać« zza kamery, nie epatować ujęciami a to spod stołu, to znów z lotu ptaka”.

Potrafił wyczarować piękne obrazy, gdy z Andrzejem Wajdą przenosił na ekran „Panny z Wilka” czy przypominającą stare fotografie „Kronikę wypadków miłosnych”. Zupełnie inne zdjęcia wymyślił, kręcąc „Człowieka z marmuru”. Nerwowymi ruchami kamery podkreślał ogromny temperament, bunt i nieprzystosowanie dziewczyny, którą grała debiutantka Krystyna Janda.

Ale miał też w sobie jako artysta dużo skromności i pokory. Może dlatego stał się najważniejszym operatorem kina moralnego niepokoju. W „Bez znieczulenia” Wajdy zdecydował się na obrazy brudne, niemal reporterskie,bo to był przecież film o dziennikarzu. Chcąc uzyskać efekt maksymalnej naturalności i wiarygodności, „Spiralę” i „Barwy ochronne” Krzysztofa Zanussiego nakręcił niemal w całości kamerą z ręki, co w tamtych czasach było czymś niespotykanym. W „Wodzireju” Feliksa Falka rytm zdjęć podporządkował szybkim krokom głównego bohatera granego przez Jerzego Stuhra.

Od początku lat 80. Edward Kłosiński często pracował za granicą, głównie w RFN i Austrii. Zrobił zdjęcia do wielu filmów Dietera Wedela, Petera Keglevicia, Axla Cortiego, Bernharda Wickiego, był też jednym z operatorów „Europy” Larsa von Triera. Jeszcze w 2007 roku pracował przy obrazie Jana Schüttego.

Edward Kłosiński był człowiekiem o ogromnej kulturze. Niósł w sobie spokój; zawsze stonowany, zawsze życzliwy ludziom. A jednocześnie bardzo pogodny i pełen poczucia humoru. Z tym swoim wyciszeniem nie pasował do stereotypu filmowca – aroganckiego i ekspansywnego.

– To był mężczyzna elegancki, o znakomitych manierach – mówi Zanussi. – Jako jeden z nielicznych w naszym środowisku niósł prawdziwy inteligencki etos.

Przez blisko 30 lat Edward Kłosiński był mężem Krystyny Jandy. Poznali się podczas zdjęć do„Człowieka z marmuru”, ale ona była wówczas żoną Andrzeja Seweryna. Dopiero po jej rozwodzie zbliżyli się do siebie. Przez całe lata mieszkali w Milanówku, w starej willi Zacisze. Mają dwóch synów, razem wychowali też córkę Jandy z poprzedniego małżeństwa – Marię Seweryn. Aktorka – energiczna i pełna pomysłów – zawsze podkreślała, jak wielkim oparciem był dla niej mąż. Uspokajał ją, przypominał, co w życiu ważne. I we wszystkim pomagał. Stanął za kamerą, gdy reżyserowała „Pestkę”, od kilku lat współorganizował z nią Teatr Polonia.

W lecie ubiegłego roku ciężko zachorował: lekarze zdiagnozowali raka płuc. Ale wspierany przez żonę walczył o życie. Na skraju zimy trafił do szpitala z zapaleniem płuc.

Jeszcze przed Wigilią Krystyna Janda napisała w swoim internetowym dzienniku: „Jak powiedział do mnie kilka dni temu mój mąż (...): Nie denerwuj się. Nie mam zamiaru umierać na byle co, jak mam raka!”.

Wrócił do domu. Jednak choroba okazała się silniejsza. Edward Kłosiński odszedł 5 stycznia.

- To był niezastąpiony operator i niezastąpiony człowiek - powiedział o zmarłym Edwardzie Kłosińskim reżyser Feliks Falk. - To dla mnie bardzo smutna chwila, jestem ogromnie przygnębiony - mówił. - Myśmy wiedzieli, że on chorował. Ale nikt nie tracił nadziei - dodał.

Reżyser miał w tym roku zrealizować wspólnie z Edwardem Kłosińskim kolejny film. - Bardzo żałuję, że to już niemożliwe - powiedział. - Zrobiłem z Edwardem Kłosińskim kilka ważnych filmów, to były chyba jedne z moich najważniejszych - wspominał Falk.

- Kłosiński miał warsztat operatorski opanowany "od podszewki" - podkreślił Falk. - Zawsze brał czynny udział w tworzeniu filmów. To było jego wielkim atutem. Był nie tylko autorem zdjęć, pisał także dialogi do filmów - przypomniał. (PAP)

- Artysta o ogromnej indywidualności, wielkiej kulturze osobistej, a zarazem człowiek niezwykle skromny - wspominał Jerzy Stuhr.

- Nie jest mi łatwo teraz mówić. Nas łączyły nie tylko względy zawodowe, ale i więzy przyjaźni. Dla mnie to jest bolesna strata przyjaciela - powiedział.

- Po raz pierwszy spotkaliśmy się z Edwardem Kłosińskim podczas prac nad "Wodzirejem" Feliksa Falka. Zobaczyłem wówczas, jak znakomicie Edward wyczuwał intencje reżysera i sposób pracy aktora. Dodatkowo jako operator używał rewolucyjnych jak na tamte czasy środków wyrazu - opowiadał aktor i reżyser.

- Jednocześnie zawsze stał z boku. Mówił, że jest tylko "usługą", że prawdziwy artyzm jest gdzie indziej - zaznaczył Stuhr. - Tymczasem, gdy Kłosiński pojawiał się na planie, dominował na nim. Czuło się wszędzie jego ogromną indywidualność - powiedział.

- Edward był człowiekiem o ogromnej kulturze osobistej. Nigdy nie uległ brutalnej atmosferze, a przecież na planach filmowych nietrudno o ekstremalne sytuacje. Kiedy trzeba było komuś pomóc, on oferował pomoc jako pierwszy. Zawsze wyróżniała go chęć pomagania innym - wspominał Jerzy Stuhr.

- Będzie mi go bardzo brakowało - dodał. (PAP)

Film
Arkadiusz Jakubik: Zagram Jacka Kuronia. To będzie opowieść o wielkiej miłości
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem
Film
Leszek Kopeć nie żyje. Dyrektor Gdyńskiej Szkoły Filmowej miał 73 lata
Film
Powstaje nowy Bond. Znamy aktorów typowanych na agenta 007
Film
Mają być dwie nowe „Lalki”. Netflix miał pomysł przed TVP
Film
To oni ocenią filmy w konkursach Mastercard OFF CAMERA 2025!