Laureatka Oscara, dwóch Złotych Globów, nagród w Cannes i Wenecji do kolekcji laurów dodała teraz czeski Kryształowy Globus. W Karlowych Warach zaprezentowała też film „Drzwi" Istvana Szabo.
To pierwszy obraz, który węgierski mistrz zrobił po 2006 roku, gdy przyznał się do współpracy z komunistyczną bezpieką, po ujawnieniu przez prasę donosów, jakie pisał na filmowców, m.in. Miklosa Jancso. „Drzwi", choć nie są spowiedzią reżysera, niosą ślady jego osobistych rozliczeń.
Film powstał na motywach autobiograficznej powieści Magdy Szabo (zbieżność nazwisk przypadkowa). Jego akcja toczy się na Węgrzech, w latach 60. Znana pisarka angażuje jako pomoc domową starą kobietę Emerence. Jest dziwaczką, zajmuje się kotami, na które przelewa wszystkie uczucia. Nikt nigdy nie przekroczył drzwi jej mieszkania, w okolicy mówi się, że może w nim trzymać przedmioty zagrabione w czasie wojny rodzinie żydowskiej. To tylko plotki, jednak nie ulega wątpliwości, że kobieta kryje jakąś tajemnicę, nie umie zaleczyć starych ran albo pozbyć się wyrzutów sumienia. Może więc nie przypadkiem tę powieść zekranizował Szabo po sześciu latach milczenia?
– Rola w „Drzwiach" była jednym z największych wyzwań w moim życiu – mówiła w Karlowych Warach Helen Mirren, która jako Emerence stworzyła wielką kreację. – Czułam dużą odpowiedzialność. Zagrałam w filmie węgierskim, którego reżyser opowiadał historię osadzoną w dziejach wschodniej Europy. Jej korzenie sięgają II wojny i czasów komunizmu.
W filmie Szabo Helen Mirren występuje bez makijażu („Bardzo to wygodne, przygotowania do zdjęć trwają 5 minut" – śmieje się). Jej bohaterka jest szorstka. Przyzwyczaiła się do samotności i nikogo nie chce wpuszczać do swojego życia. Ale gdzieś na dnie kryje tęsknotę za bliskością, może za dzieckiem, którego nie miała? Widz to czuje, gdy Emerence przytula i kołysze jak niemowlę małego psiaka znajdę.