W początkach kariery uosabiała szanse awansu, jaką nowa władza stworzyła utalentowanej młodzieży. W 1953 roku zagrała główną rolę w pierwszej powojennej komedii kolorowej – „Przygoda na Mariensztacie" w reżyserii Leonarda Buczkowskiego. Była Hanką Ruczajówną, dziewczyną, która przyjeżdża do Warszawy i tu zdobywa zawód murarza. W tym czasie sama śpiewała i tańczyła w Zespole „Mazowsze". Miała ładny głos, ale do wykonania tytułowej piosenki, realizatorzy filmu wybrali inną dziewczynę z „Mazowsza" – Irenę Santor. Równie ważnej, pierwszoplanowej roli już potem w filmie nie dostała. Nie tylko dlatego że mało powstawało u nas komedii muzycznych, w których czułaby się świetnie. Jej możliwości aktorskie były znacznie większe, co udowodniła choćby swym drugim ważnym filmem, jakim był – „Wyrok" Jerzego Pasendorfera z 1961 roku. Zagrała w nim alkoholiczkę, matkę głównego bohatera Adasia. W pamięci pozostanie też jako wierna Marina, dwórka królowej Bony w telewizyjnym serialu Janusza Majewskiego.
Większość z jej ponad 20 filmowych wcieleń to były jednak epizody. Z jej umiejętnościami wokalnymi i tanecznymi naturalnym miejscem pracy wydawał się być warszawski Teatr Syrena, kontynuujący tradycję dawnych teatrzyków rewiowych. Od roku 1955, spędziła tutaj ponad 30 lat. Tu zresztą także pracował jej mąż, znakomity aktor komediowy i estradowy Kazimierz Brusikiewicz. Z Syreny rzadko przenosiła się w obszary innych gatunków scenicznych, głównie dzięki propozycjom otrzymywanym z Teatru Telewizji, gdzie w latach 60. i 70 otrzymała kilka interesujących propozycji.
Zagrała m. in. Justynę w adaptacji „Granicy" Zofii Nałkowskiej czy tytułową bohaterkę w sztuce Federico Garcii Lorki „Yerma". Swój wielki talent dramatyczny miała szansę właściwie udowodnić tylko raz, gdy w 1976 roku wystąpiła gościnnie w Teatrze Na Woli w sztuce Antonio Buro Vallejo „Gdy rozum śpi" w reżyserii Andrzeja Wajdy. Wystawiono ją dla Tadeusza Łomnickiego, który wcielił się w słynnego malarza Goyę, wówczas już starego, głuchego i zgorzkniałego. Jego godną partnerką okazała się właśnie Lidia Korskakówna jako wierna kochanka i służąca, porozumiewająca się z Goyą wyłącznie na migi.
Była niezwykle skromna, w dzieciństwie zresztą jąkała się, więc jej decyzja o wyborze aktorstwa była zaskoczeniem dla rodziny. Nie umiała walczyć o role, wcześnie i zdecydowanie za szybko zdecydowała się na aktorską emeryturę. Od dawna na ekranie i scenie pojawiała się tylko sporadycznie. Od dwóch lat mieszkała w Domu Aktora w Skolimowie. Publiczność o niej jednak nie zapomniała, nadał cieszyła się ogromną sympatią i popularnością. W 2011 roku otrzymała też tytuł Honorowego Obywatela Warszawy.