To inwestycje niezwykle istotne ze względu na bezpieczeństwo zaopatrzenia Europy w gaz. Poza tym to, który z nich powstanie pierwszy, przesądzi na lata o tym, kto będzie kontrolował transport tego surowca z centralnej Azji na Stary Kontynent.
Starcie amerykańskich i rosyjskich ekspertów w tej sprawie podczas forum można było przewidzieć, bo ich opinie znane są od dawna. Ale nikt z organizatorów zapewne się nie spodziewał, że właśnie te inwestycje okażą się wiodącym tematem konferencji i będą kojarzone z konfliktem zbrojnym.
Gdy Amerykanie mówili, że South Stream to „efekt strategii Kremla” i dążenia do kontroli nad kaspijskim gazem, Rosjanie odpowiadali, iż to „czarno-białe i wojenne myślenie”. Wszystko dlatego, że projekty obu rurociągów pokazały, iż wśród krajów unijnych nie ma jedności, jeśli chodzi o politykę zaopatrzenia w gaz. Rosyjski projekt South Stream, który pojawił się później niż Nabucco, poparli najpierw Włosi, a potem Węgrzy, Austriacy, Rumuni i Bułgarzy, choć wszyscy wiedzieli, iż jest konkurencyjny wobec unijnego.
Dyrektor Zeyno Baran z Centrum Polityki Euroazjatyckiej Hudson Institute przekonywała, iż UE musi zrozumieć, iż plan rosyjskiego rurociągu służy zwiększeniu wpływów Moskwy w rejonie Morza Kaspijskiego i jej interesom. – To nie jest typowa inwestycja i projekt biznesowy jak każdy inny – mówiła. – Z założenia jest konkurencyjny do Nabucco. Jej zdaniem gaz z Nabucco może być znacząco tańszy niż z South Stream.
Aleksiej Khaitun uznał, że wystąpienie Amerykanki jest jak „z czasów zimnej wojny”. – Gazprom to jeszcze nie całe państwo – przekonywał. – I na dodatek ma problemy, przez ostatnie lata koncern nie inwestował w swoje złoża i nie wybudował praktycznie żadnego znaczącego rurociągu.