Trudne próby detronizacji dolara

Wokół międzynarodowej pozycji walut mocarstwa czasem toczą wielkie polityczne rozgrywki.

Publikacja: 04.03.2013 05:03

Od zakończenia II wojny światowej główną walutą rezerwową świata jest dolar, czyli jednostka płatnicza największego mocarstwa gospodarczego, politycznego i militarnego na naszej planecie. Ten status  dolara jest również pochodną pozycji USA w handlu światowym oraz faktu, że amerykański pieniądz jest najczęściej stosowaną walutą w międzynarodowych transakcjach handlowych.

Taka pozycja dolara ma duże skutki dla całego świata, ale także dla gospodarki Stanów Zjednoczonych. Zewnętrzny popyt na tę walutę mocno łagodzi potencjalnie negatywne skutki tego, że USA od wielu lat mają wysoki deficyt handlowy i budżetowy.

Rządowi w Waszyngtonie łatwo jest sprzedawać swoje obligacje, a tym samym finansować dług publiczny. To, że dolar jest światową walutą rezerwową i jest na niego duży popyt ze strony państwowych i komercyjnych instytucji finansowych, pozwala również USA „eksportować" inflację.

Te przywileje kłują w oczy wrogów Ameryki i są obiektem zazdrości jej rywali. Gdy tworzono strefę euro, wielu europejskich polityków nie ukrywało, że jednym z głównych zadań euro będzie rywalizowanie z dolarem o status głównej światowej waluty rezerwowej.

0,9 procent dziennych obrotów na światowym rynku walutowym stanowiły w 2010 r. transakcje z udziałem juana

– Europa, tworząc euro, chciała skopiować od Amerykanów system globalnego haraczu – ocenia Ferdinand Lips, szwajcarski bankier i ekspert rynku złota.

Kryzys w Eurolandzie mocno utrudnił jednak te plany.

Walutowa wiosna

Pojawienie się rywala dla amerykańskiej waluty ucieszyło państwa skonfliktowane z Waszyngtonem. Już w 1998 r. komunistyczna Kuba ogłosiła, że zrezygnuje w międzynarodowych rozliczeniach handlowych z dolara na rzecz euro. W 2002 r. w jej ślady poszła Korea Północna.

W 2006 r. na rozliczenia denominowane w unijnej walucie przestawiła się Syria. W 2000 r. Irak Saddama Husajna przestał przyjmować dolary za sprzedawaną przez siebie ropę i przerzucił się na euro. W 2003 r., w wyniku operacji wojskowej „Iracka wolność",  iracki dyktator został obalony, a nowa okupacyjna administracja Iraku, kierowana przez Amerykanów, szybko powróciła do rozliczania handlu iracką ropą w dolarach.

W gronie dyktatorów podważających status dolara jako głównej światowej waluty rezerwowej znalazł się również libijski przywódca Muammar Kaddafi. Snuł on dosyć nierealne plany zastąpienia dolara w rozliczeniach na światowym rynku naftowym przez złotego dinara, nową afrykańską walutę mającą pokrycie w kruszcu.

Istnieją teorie spiskowe łączące śmierć libijskiego dyktatora z jego fantastycznymi planami uderzenia w pozycję dolara. William Clark, ekonomista z John Hopkins University, operuje zaś dość radykalną tezą mówiącą, że amerykańska interwencja w Iraku miała za zadanie przede wszystkim odstraszyć naftowe potęgi Bliskiego Wschodu od przestawiania się z dolara na euro w handlu ropą.

Los Saddama nie odstraszył irańskiej dyktatury islamskiej od prób podważania pozycji dolara. W 2008 r. na irańskiej wyspie Kish uruchomiono Międzynarodową Giełdę Naftową, na której można kupować czarne złoto za euro, jeny, rupie indyjskie, chińskie juany oraz irańskie riale – transakcje dolarowe są tam niemożliwe.

W ubiegłym roku Iran zaczął też przyjmować zapłatę w złocie w rozliczeniach transakcji naftowych z Indiami.

Wejście smoka

Międzynarodową rolę dolara kontestują również Chiny. Chcą one, by w przyszłości juan (oficjalna nazwa: renminbi, czyli „pieniądze ludowe") stał się światową walutą rezerwową i przynajmniej częściowo zajął pozycję dolara.

Namawiają więc swoich partnerów handlowych, aby odchodzili od rozliczeń dolarowych w relacjach z chińskimi firmami. Dotychczas udało im się nakłonić do tego niektóre państwa rozwijające się, ale w zeszłym roku Japonia i Australia podpisały z Chinami porozumienia o promocji używania walut narodowych w transakcjach firm tych krajów. W ten sposób chińska waluta stopniowo staje się międzynarodowo akceptowalnym środkiem płatniczym.

Droga do obalenia hegemonii dolara jest jednak daleka. Według Banku Rozliczeń Międzynarodowych (BIS) w kwietniu 2010 r. (to ostatnie dostępne statystyki) transakcje z udziałem juana stanowiły  zaledwie 0,9 proc. średnich dziennych obrotów na światowym rynku walutowym.

W tym czasie udział polskiego złotego w tym rynku wynosił niewiele mniej – 0,8 proc. Wszystko wskazuje na to, że od tej pory udział chińskiego pieniądza w światowym rynku walutowym wzrósł. Nadal nie jest on jednak na tyle duży, by zagrozić dolarowi.

Poważną przeszkodą dla umiędzynarodowienia chińskiej waluty jest choćby to, że na rynku ChRL jest wiele ograniczeń dla przepływu kapitału za granicę. Obowiązują one m.in. po to, by kurs renminbi wobec dolara był niski, co wspiera eksporterów z tego kraju.

Chińscy inwestorzy instytucjonalni nie mogą bezpośrednio lokować pieniędzy w zagraniczne akcje, mogą to robić jedynie za pośrednictwem państwowego programu QDII. Zagraniczni inwestorzy mają co prawda niemal pełny dostęp do chińskich akcji serii B, ale do serii A jest on już mocno ograniczony, podobnie jak do obligacji.

Analitycy banku HSBC spodziewają się, że restrykcje będą stopniowo znoszone. Ich zdaniem program QDII zostanie rozszerzony. Limit na wymianę walut przez inwestorów indywidualnych może zostać zwiększony z 50 tys. dol. rocznie do 200 tys. dol. Z czasem zyskają oni też możliwość bezpośredniego inwestowania na zagranicznych rynkach.

Program umożliwiający rozliczenia handlowe w juanach został uruchomiony przez chiński rząd dopiero w 2009 r. Wartość rozliczeń w  walucie ChRL sięgała w 2011 r. poziomu 2,1 bln juanów (330 mld dol.), co stanowiło 9 proc. wartości chińskiej wymiany handlowej. W III kwartale 2012 r. rozliczenia te sięgały już 12 proc. obrotów, a wiele wskazuje, że odsetek ten będzie rósł w następnych latach.

Wielu ekspertów nie wyklucza, że w długim terminie juan może stać się ważną światową walutą rezerwową.

– Coraz więcej znaków wskazuje, że chińskie władze przyspieszą otwarcie chińskiego rynku kapitałowego. Szybkość postępów na tym polu będzie większa, niż obecnie spodziewają się inwestorzy, a juan może stać się w pełni wymienialną walutą w ciągu pięciu lat – twierdzi Hogbin Qu, główny ekonomista HSBC ds. Chin.

Amerykański ekonomista Barry Eichengreen uważa, że za dziesięć lat aktywa denominowane w juanach stanowić będą 15 proc. światowych rezerw walutowych. Według  Petera Kenena, profesora ekonomii z Uniwersytetu Princeton, proces internacjonalizacji juana będzie trwał jeszcze dość długo. Prawdziwie globalną rolę waluta ta zacznie odgrywać dopiero za dwie, trzy dekady.

masz pytanie, wyślij e-mail do autora h.koziel@rp.pl

Od zakończenia II wojny światowej główną walutą rezerwową świata jest dolar, czyli jednostka płatnicza największego mocarstwa gospodarczego, politycznego i militarnego na naszej planecie. Ten status  dolara jest również pochodną pozycji USA w handlu światowym oraz faktu, że amerykański pieniądz jest najczęściej stosowaną walutą w międzynarodowych transakcjach handlowych.

Taka pozycja dolara ma duże skutki dla całego świata, ale także dla gospodarki Stanów Zjednoczonych. Zewnętrzny popyt na tę walutę mocno łagodzi potencjalnie negatywne skutki tego, że USA od wielu lat mają wysoki deficyt handlowy i budżetowy.

Pozostało 91% artykułu
Ekonomia
Chcemy spajać projektantów i biznes oraz świat nauki i kultury
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności