To największe wydmy na świecie! – mówi przewodnik, pokazując ogromne piaszczyste góry. Niektóre z nich dochodzą do 350 metrów wysokości. Kiedy się wdrapujemy na szczyt jednej z nich, mamy wokół siebie morze piasku zmieniającego kolor, w zależności od pory dnia, od jasnożółtego po czerwony i brązowy. Gdzieniegdzie u podnóża diun widać kikuty wyschniętych drzew – niektóre z nich mają ponoć 900 lat. Jesteśmy w Sossusvlei – dolinie położonej w samym środku pustyni Namib.
Nazwa tej najstarszej pustyni świata, której wiek ocenia się na 80 mln lat, w języku jednego z lokalnych plemion, Nama, oznacza „olbrzymi”, a zarazem: „miejsce, gdzie nie ma nic”. To właśnie od pustyni Namib wzięła się Namibia. Bezkresne piachy stanowią 15 procent powierzchni kraju i ciągną się przez całe jego wybrzeże, czyli na dystansie prawie 1600 kilometrów.
[srodtytul]Apfelstrudel na Bahnhofie[/srodtytul]
Z Sossusvlei, przecinając po drodze Zwrotnik Koziorożca, jedziemy do Swakopmund – najbardziej znanego w Namibii nadmorskiego kurortu. Miejscowi z dumą podkreślają, że to ulubione miejsce Angeliny Jolie i Brada Pitta – w 2006 roku przyszła tu na świat ich córeczka. Spodziewamy się miejscowości wakacyjnej w stylu Acapulco, a tymczasem wita nas spokojne, otoczone pustynią prowincjonalne miasteczko, o mocno europejskim charakterze. Trudno się dziwić – dużą część mieszkańców stanowią biali, szczególnie zaś widoczne są tu wpływy niemieckie.
Położona w południowo-zachodnim krańcu Czarnego Lądu Namibia w tym roku obchodzi dwudziestolecie niepodległości. Niemcy podporządkowali sobie ten zakątek Afryki jeszcze w XIX wieku. W czasie I wojny światowej przejął jednak Namibię ówczesny Związek Południowej Afryki, późniejsze RPA. Pod jego rządami Namibia pozostawała aż do roku 1990, kiedy to udało jej się wreszcie proklamować niezależną republikę.