Hotele w pałacach i zamkach

Odrestaurowanie 1 metra kwadratowego pałacu to około 10 tys. zł. Noc w zabytkowych wnętrzach od 150 do 1500 zł od osoby. Wrażenia gości i satysfakcja właścicieli – bezcenne

Publikacja: 26.11.2010 01:06

Korzkiew. Hotelowe wnętrze

Korzkiew. Hotelowe wnętrze

Foto: Donimirski Boutique Hotels

Spać w pałacu Królewny Śnieżki, jak określają goście obiekt w Wojanowie koło Jeleniej Góry, albo w krakowskim Gródku, gdzie wójt Albert spiskował przeciwko królowi Władysławowi Łokietkowi i gdzie noc spędzili współcześni słynni Lechowie – Wałęsa i Kaczyński. Ewentualnie w apartamencie w Zamku na Skale koło Lądka-Zdroju, w którym Maria Walewska czekała na Napoleona. Rozgościć się w saloniku dworu, w którym Tadeusz Kościuszko spędził bezsenną noc przed bitwą pod Racławicami. Zamiast w standardowym do bólu krakowskim Sheratonie zamieszkać naprzeciwko, w prywatnych apartamentach należących kiedyś do Lubomirskich, Czartoryskich, Zamoyskich i Potockich w Hotelu Maltańskim.

Dzień rozpocząć niespiesznie od kawy na pałacowym tarasie i spojrzeć na Karkonosze, tak jak czyniła to dawna właścicielka Wojanowa Luiza Niderlandzka, córka pruskiego króla Fryderyka Wilhelma III. Albo po prostu przejść się po 80–hektarowym parku przy pałacu w Kliczkowie wyglądającym dokładnie tak, jak zaprojektował go Eudard Petzold, słynny w Europie twórca parków krajobrazowych. Na zabiegi terrake wybrać się do jednego z czterech w Polsce spa, ale jedynego urządzonego w historycznych stajniach trzebieszowickiego zamku.

Potem obiad w tamtejszej restauracji, w której do stołu podają car Aleksander i kaiser Wilhelm. Albo w komnatach zamku Korzkiew, w których o bitwie pod Grunwaldem rodzinie Korzekwickich opowiadał ich brat, syn i wnuk, dowódca 47. Chorągwi, a inny ich krewny relacjonował, o czym mówił biskupom na soborze w Konstancji.

Dla podobnych atrakcji np. do Zamku na Skale regularnie przyjeżdża lekarka ze Śląska czy wielopokoleniowa rodzina z Zielonej Góry, która nie wyobraża sobie gdzie indziej świąt Bożego Narodzenia. To nie wyjątek. Do kilkudziesięciu hoteli historycznych w Polsce, które są w stanie spełnić takie oczekiwania, wraca średnio co piąty gość.

– Hotel z historią, duszą to nie tylko punkt noclegowy, lecz ważna część turystycznej eskapady. Czasem cel – tłumaczy Danuta Nojszewska, właścicielka Zamku na Skale. Najlepszym przykładem jest „Wehikuł czasu”, cykl spotkań historycznych, które współorganizuje trzebieszowicki obiekt. W sierpniu urządzono w formie rekonstrukcji historycznej urodziny króla Fryderyka Wilhelma III (był na leczeniu w pobliskim Lądku-Zdroju), na które przyjechał car Aleksander.

– Car z królem podawali do obiadu – wspomina Nojszewska. – Roboty mieli zatrzęsienie, bo na pikniku zjawiło się 300 osób. Podobnie jest z Bożym Narodzeniem czy Wielkanocą, gdy na dziedzińcu wystawia się Opera Poznańska, już w październiku zarezerwowano wszystkie miejsca – mówi Nojszewska.

Pobyt w hotelu historycznym nie tylko podczas wyjątkowych okazji, ale z zasady ma wyglądać inaczej niż w odpersonalizowanych obiektach sieciowych. Jerzy Donimirski, prezes stowarzyszenia Hotele Historyczne w Polsce zrzeszającego 24 zabytkowe, co najmniej trzygwiazdkowe obiekty wpisane do rejestru zabytków, twierdzi, że dla ich gości pobyt w takim hotelu jest równie atrakcyjny jak egzotyczny wyjazd.

– To odreagowanie bloków, apartamentowców, biurowców, które na wakacjach będzie przypominał im sieciowy hotel. Nasi goście to ludzie dojrzali, którzy chcą dotknąć historii i być traktowani podmiotowo – uważa Donimirski.

– To jak czytelnicy książek w porównaniu z graczami komputerowymi wybierającymi miejsce do spania. To miłośnicy Mozarta, a nie wielbiciele popowej rąbanki.

[srodtytul]Od zamku do zamku[/srodtytul]

Choć wiele hoteli historycznych działa raptem od kilku lat, już zdołały sobie zaskarbić lojalność. Ale co piąty powracający do nich gość to i tak niewiele w porównaniu choćby ze szwajcarskim hotelikiem Bella Tola w kantonie Valais kupionym w 1995 r. przez małżeństwo Anne-Francoise i Claude'a Buchs–Favre. Opustoszały hotel działający nieprzerwanie od 1859 r. zamienili w jedno z najbardziej pożądanych miejsc w Dolinie Rodanu. – U nas dwie trzecie gości, wyjeżdżając, rezerwuje sobie już następny termin – twierdzi właścicielka Bella Tola, członkini międzynarodowej organizacji Historic Hotels of Europe. Jej zdaniem podobnie z czasem stanie się i w Polsce.

– Zjawisko staycations zamiast vacations, popularne w zachodniej Europie, prędzej niż później zawita i tu – przewiduje Hanne Mostecky, dyrektor ds. koordynacji Historic Hotels of Europe zrzeszającej ok. 700 hoteli, w tym również polskie. – Takie obiekty w zachodniej Europie to nie segment z najwyższej luksusowej półki, choć oczywiście nie dla przeciętnie zarabiających. Ale są niepowtarzalnymi miejscami w porównaniu ze zestandaryzowanym światem sieci Mercure czy Holiday Inn. Rosnącą atrakcyjność hoteli historycznych widać już na rynku węgierskim.

Potwierdza to Sandor Bartha, właściciel renesansowego pałacu w węgierskim Hedervar, w którym od sześciu lat prowadzi historyczny hotel. – Na Węgrzech funkcjonuje rodzaj turystyki zamkowej, polega na odwiedzaniu w ciągu kilku dni wielu takich obiektów i oczywiście spaniu niemal w każdym z nich – mówi.

Jak znaczące jest to zjawisko? – Gdy w 2009 r. kryzys na Węgrzech sięgnął dna, ruch turystyczny spadł w moim kraju o 11 proc. Tymczasem w 12 obiektach zrzeszonych w tutejszym stowarzyszeniu zmalał tylko o 3 proc. – mówi Bartha.

W Polsce właściciele historycznych hoteli nie mają złudzeń, że są dopiero na początku drogi. Zwracają jednak uwagę na charakterystyczny trend: duże hotele tworzono głównie jako atrakcyjne centra konferencyjne, te mniejsze nastawiały się na noclegi przede wszystkim klientów biznesowych. Tymczasem struktura klientów zmienia się szybko ku miłemu zaskoczeniu właścicieli.

– Działamy od trzech i pół roku roku i dziś już 35 proc. gości to indywidualne przyjazdy – mówi Anika Nojszewska, córka właścicieli i menedżer Zamku na Skale. – A w naszym biznesplanie zakładaliśmy, że taki poziom osiągniemy za pięć lat.

Jeszcze szybciej indywidualni turyści odkrywają pałac w Wojanowie, działający nieco ponad dwa lata. Tu czterech na dziesięciu odwiedzających przyjeżdża, nie żądając faktur dla księgowego.

– Hotele to tylko hasło, pewien standard nocowania, ale broń Boże nie atmosfera – podkreśla Donimirski. – Jesteśmy ostatnimi przyczółkami historii, pobyt w pałacu czy zamku to jak przeglądanie starego albumu, bliżej nieokreślona nostalgia, bo przecież weekend w naszych obiektach kosztuje tyle, co tydzień w Tunezji.

[srodtytul]Panowie na pałacach[/srodtytul]

Choć goście historycznych pałaców i zamków mają czuć się jak u siebie w domu, mało który z obecnych właścicieli może powiedzieć to o sobie. Ich związek z historią zamków i pałaców jest niewielki, jeśli nie żaden. Do nielicznych przykładów należą Ulrich i Elisabeth von Kűster z Łomnicy na Dolnym Śląsku, którzy powrócili w rodzinne strony i do majątku, z którego w 1945 r. uciekała rodzina Ulricha. Ale już sąsiadujący z Łomnicą przez rzeczkę wojanowski pałac Zeditzów, słynnego śląskiego rodu, a potem jeszcze słynniejszych Hohenzollernów, kupili wrocławscy biznesmeni prowadzący interesy w wielu branżach i zajmujący się m.in. konserwacją zabytków. Podobnie jak Integer, jedna z najlepszych tego typu firm w Polsce, która zamieniła w przepiękny hotel ruiny pałacu w Kliczkowie.

– Takie związki rodzinne jak w Łomnicy należą do rzadkości – przyznaje Jerzy Donimirski. – To jeszcze rodzina Mańkowskich, potomków Adama Stadnickiego, dawnego właściciela sanatorium w Szczawnicy, gdzie zrobili wysokiej klasy hotel. Inni to pasjonaci, którzy postanowili ratować zabytki, lokując tam kapitał i emocje.

Tak jak choćby Donimirski, architekt ze szlacheckimi korzeniami, przed 20 laty odziedziczył krakowski Pałac Pugetów. Ale to jedyny z pięciu jego obiektów historycznych w Krakowie i okolicach, z którym związany jest inaczej niż biznesowo. Na początku lat 90. Donimirski, który wrócił z USA z

10 tys. dolarów, miał pomysł na biznes w postaci powierzchni biurowych w centrum Krakowa. Restaurując pałac kawałek po kawałku, stworzył 40-osobową firmę budowlaną, a potem zaczął kupować historyczne zamki, dworki i kamienice w Krakowie i okolicach.

– Od razu z zamysłem tworzenia w nich hoteli z duszą – zaznacza. – To mnie bardziej pociągało niż budowanie powierzchni biurowych czy handel gruntami pod stacje benzynowe.

Donimirski to weteran na tym rynku w porównaniu z małżeństwem von Kűster odnawiającym rodzinną Łomnicę od 1991 r. przez kilkanaście lat, by w końcu uruchomić hotelik z 36 pokojami. Albo w porównaniu z Józefem Pilchem i Piotrem Napierałą, wrocławskimi biznesmenami m.in. z branży budowlanej, którzy, odrestaurowawszy pałac w Wojanowie, ruszyli z 90-pokojowym hotelem dopiero dwa i pół roku temu, czy z rodziną Nojszewskich, którzy Zamek na Skale w Trzebieszowicach kupili w 2004 r., a już dwa lata później otworzyli hotel mogący pomieścić blisko 200 gości.

O ile Napierała, pasjonat zabytków, który stworzył nawet fundację Doliny Pałaców i Ogrodów (obok Wojanowa i Łomnicy jest jeszcze ok. 30 odrestaurowanych obiektów z zespołami parkowymi), nie porzucił swych rozległych interesów, to obecni właściciele zamku w Trzebieszowicach postawili wszystko na jedną kartę. Zbigniew i Danuta Nojszewscy, warszawiacy bez szlacheckich korzeni, zdecydowali się skończyć z rozlicznymi zajęciami, od projektowania ubrań i mebli po organizację dystrybucji dla Procter & Gamble w Polsce. Mieli już doświadczenie z zabytkami – pod Warszawą odnowili dwór Stasinek, za który otrzymali w 2001 r. nagrodę od ministra kultury. Obiekt był jednak za mały, by utworzyć tam klub biznesowy czy niewielki hotelik.

Ich córka, Anika, również zaraz po studiach porzuciła stolicę, a gdy tylko dyplom obroni jej siostra, również dołączy do rodzinnego teamu. – Zakochałam się w tej robocie i w tym zamku – mówi Anika Nojszewska.

[srodtytul]Elitarna nisza[/srodtytul]

Inwestycja w zabytkowe obiekty i przerabianie ich na luksusowe hotele to nisza, w którą wchodzą nieliczni.

– Likusowie, Fidelusowie, Nojszewscy... – grzebie w pamięci prezes Donimirski.

– To elitarny biznes, bo z zabytkami jest jak z gruntami. Nie przybywa ich i ciągle drożeją.

Ale to interes kosztowny. Wyremontowanie 8,5 tys. mkw. pałacu i budynków folwarcznych w Wojanowie kosztowało niemal 40 mln zł. Zamek na Skale w Trzebieszowicach koło Lądka-Zdroju o powierzchni 3,8 tys mkw. pochłonął 30 mln – a to był zdewastowany, ale funkcjonujący jeszcze do niedawna obiekt.

Właściciele zauważają, że przywrócenie zabytkowym ruinom życia, a zwłaszcza prace wykończeniowe, jak odtwarzanie boazerii, parkietu, balustrad czy całych wnętrz, to rzemieślnicza robota pod ścisłym konserwatorskim nadzorem. Znacznie trudniejsza niż zbudowanie biurowca, restauracji czy hotelu.

– Ale gdy konsultowałem projekt krakowskiego Hiltona, policzyłem, że metr kwadratowy restaurowanego pałacu czy zamku kosztujetylko nieco więcej od budowy nowego obiektu – mówi Donimirski.

Kiedy inwestycja ma się zwrócić? Donimirski utrzymuje, że dochodowość jego hoteli jest na podobnym poziomie co zyski z wynajmu biur. Właściciele obiektów twierdzą, że zakładany okres, na który godzą się banki, to co najmniej 15 lat od uruchomienia hotelu. To w ich opinii bardziej lokata i ukoronowanie działalności w biznesie, a tak długi czas zwrotu kapitału odstrasza amatorów szybkiego zarobku od ludzi, którzy prócz pieniędzy wkładają w to duszę.

Hotelowy interes kokosowy nie jest,ale pewny. Na Zachodzie ten biznes ciągle rośnie od dawna, dlaczego nie miałoby być tak w Polsce? W 800 pokojach w 24 obiektach należących do stowarzyszenia HHP nocowało 130 tys. gości. – To ewidentny, zauważalny trend w skali europejskiej – twierdzi Jan Edshage, szef działającego od 1997 roku stowarzyszenia Historic Hotels of Europe zrzeszającego ok. 700 obiektów w 22 krajach.

– W ubiegłym roku w większości obiektów odnotowano wzrost liczby gości, a dwucyfrowe liczby nie należały do rzadkości. Ja tłumaczę to tym, że wnętrza sprzedają się w 50 procentach – reszta to atmosfera, którą tworzą ludzie, świetna kuchnia itp.

– Gdy zabraknie tego ostatniego, klapa murowana – Anne Francoise Buchs-Favre wspomina, jak właśnie z tego powodu poprzedni właściciele hotelu, który przejęła z mężem, doprowadzili go na skraj bankructwa.

Donimirski, który ma pięć obiektów historycznych, wie o tym doskonale.

– Dobieram do swoich hoteli ludzi nieskażonych wcześniejszym doświadczeniem hotelowym. Na przykład szefowa na zamku Korzkiew pochodzi z tej miejscowości i jest związana z nią emocjonalnie. Jest po filozofii. To nie menedżer, lecz majordomus, kustosz.

Na najwyższą jakość i 24-godzinną dostępność stawia rodzina Nojszewskich. – Mamy szefa kuchni, który jest mistrzem świata w grillowaniu, doskonałą ekspertkę spa, dzięki której zdobywamy nagrody, ale tylko rodzinne ogarnięcie interesu to szansa na odniesienie sukcesu – twierdzi Anika Nojszewska.

Jak mogą się potoczyć losy nowych właścicieli pałaców w Polsce? – Przenieśliśmy interesy i życie na Dolny Śląsk, w zamku budujemy przyszłość rodziny – odpowiada Danuta Nojszewska. – Zamek na Skale teraz już przynosi dochody wyższe niż rata kredytu i koszty funkcjonowania.

– Jest dynamiczny wzrost obrotów i szybko rosnący odsetek gości indywidualnych, nasze założenia okazały się zbyt ostrożne – dodaje Anika Nojszewska, która zdradza najbliższe plany: rodzina chce remontować kolejny budynek i budować kolejnych ponad 70 pokoi, by odseparować imprezy konferencyjne od indywidualnych gości.

Donimirski wyczuł koniunkturę już pod koniec lat 90., gdy po odrestaurowaniu pałacu Pugetów kupił trzy kolejne zabytkowe obiekty. Teraz przywraca do życia podkrakowski zamek Korzkiew. – To test na żywym organizmie, na razie uruchomiliśmy pięć pokoi i organizujemy głównie wesela – zastrzega. – Ale widać, że interes jest pewny. Od czterech lat cena wesela wzrosła od 150 do 400 zł od gościa i wciąż organizujemy ich 30 rocznie.

Członkowie polskiego stowarzyszenia liczą na napływ gości z Europy, dzięki współpracy w ramach HHE mogą nie tylko skorzystać z tamtejszego know how, ale uruchomić wspólne przedsięwzięcia.

– Myślę o międzynarodowych szlakach tematycznych na bazie pałaców – mówi Sandor Bartha. – Po weselu w Polsce młoda para mogłaby spędzać miodowy miesiąc w węgierskich albo i europejskich pałacach – snuje plany.

Spać w pałacu Królewny Śnieżki, jak określają goście obiekt w Wojanowie koło Jeleniej Góry, albo w krakowskim Gródku, gdzie wójt Albert spiskował przeciwko królowi Władysławowi Łokietkowi i gdzie noc spędzili współcześni słynni Lechowie – Wałęsa i Kaczyński. Ewentualnie w apartamencie w Zamku na Skale koło Lądka-Zdroju, w którym Maria Walewska czekała na Napoleona. Rozgościć się w saloniku dworu, w którym Tadeusz Kościuszko spędził bezsenną noc przed bitwą pod Racławicami. Zamiast w standardowym do bólu krakowskim Sheratonie zamieszkać naprzeciwko, w prywatnych apartamentach należących kiedyś do Lubomirskich, Czartoryskich, Zamoyskich i Potockich w Hotelu Maltańskim.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje