Przedsiębiorcy potrzebują wzornictwa

86 procent przedsiębiorców chce korzystać z wzornictwa, bo to może przynieść większe zyski, mówi Joannie Bojańczyk Beata Bochińska, szefowa Instytutu Wzornictwa Przemysłowego

Publikacja: 22.04.2011 04:06

Mono szezlong (proj. Tomasz Augustyniak dla Com40). Pokazany na wystawie w IWP Designer Roku 2010

Mono szezlong (proj. Tomasz Augustyniak dla Com40). Pokazany na wystawie w IWP Designer Roku 2010

Foto: Fotorzepa

Rz: Dużo się dzisiaj o designie mówi, ale nie widać go specjalnie wokół nas. W przestrzeni publicznej, na ulicach.

Beata Bochińska: Ja myślę inaczej. Mamy obecnie niespotykany dotąd boom designu.

Widzę brzydkie meble uliczne, byle jakie przystanki, paskudnie urządzone budynki użyteczności publicznej.

Nie możemy porównywać się z krajami, które dostały plan Marshalla. Gdybyśmy go mieli, nasze miasta wyglądałyby inaczej. U nas w ciągu trzech lat poziom inwestycji, standardy, jakość architektury zmieniły się dramatycznie. Spójrzmy na to obiektywnie, do tego służą liczby. Robiliśmy dla Ministerstwa Gospodarki raporty dotyczące aplikacji wzornictwa w polskich przedsiębiorstwach. Wynika z nich, że 86 proc. przedsiębiorców chce stosować wzornictwo, bo to im może przynieść wyższe zyski.

Chcą mieć ładniejszy produkt, żeby sprzedawać go drożej?

Nie tylko. Chcą kogoś, kto obniży im koszty logistyki, koszty magazynowania albo zrobi projekt, dzięki któremu będą mogli podnieść marżę. Mówimy nie o pojedynczych projektach studyjnych, artefaktach, ale o wzornictwie przemysłowym.

Takim jak w Skandynawii?

Tak, bo tam ono obecne jest wszędzie. Ale żeby tak było, musi być stosowane w skali masowej. Przez wiele lat problem z designem był banalnym problemem komunikacji. Artyści nie potrafili zakomunikować przedsiębiorcom swojej aktywności, umiejętności, kreatywności.

To kiedy design dotrze do naszej świadomości, kiedy go zobaczymy wokół nas?

Już dotarł. Weźmy na przykład meble biurowe. Ich nie kupuje Kowalski, kupuje dyrektor administracyjny do biura. Polska jest czwartym producentem mebli na świecie i trzecim dostawcą dla Ikei.

Ale tylko wykonawcą, nie projektantem.

Właśnie nie! Dostarczamy Ikei również projekty. Kupują rzeczy, które od początku do końca powstają w Polsce. IWP podpisał w zeszłym roku umowę z Leroy Merlin. Został stworzony program współpracy z polskimi projektantami. Co tydzień wprowadzane są do sprzedaży produkty – meble, drzwi, klamki, karnisze, krany. Setki produktów, niektóre będą sprzedawane ze zdjęciem autora. To nie chodzi o lans. Projektantom zależy tylko na tym, żeby ich pomysły były wykorzystane na przemysłową skalę.

Jeśli mowa o lansie: „Istnieją dwa obozy (...) – „glamour design", czyli tworzenie rzeczy, które dobrze się fotografuje. Mają elementy przezroczyste, dużo formy, dużo mocnych kolorów, projektanci zazwyczaj są też gwiazdorami w różowych garniturach (...) to jest świat blichtru, projektowania nie dla użytkownika, tylko na potrzeby mediów i marketingu. Drugi obóz próbuje robić rzeczy w sposób bardziej odpowiedzialny". To z książki Moniki Rosińskiej „Przemyśleć u/życie".

To uproszczenie. Ta pani odbiera to tak, jak to widzi.

Każdy z nas tak to widzi.

Ale pani rozmawia z kimś, kto się zajmuje zarządzaniem wzornictwem. Ja patrzę na to z drugiej strony, biznesowej. Firmy stosują wzornictwo z kilku powodów. Pierwszy to taki, żeby ktoś produkt zauważył. On musi być atrakcyjny wizualnie. Powód drugi – budowanie wartości marki. Wtedy zamawia się produkty ze względu na ich wizerunek.

Są firmy, którym zależy np. na zbudowaniu wizerunku firmy społecznie odpowiedzialnej. Mówią: mamy wspaniałe urządzenia kupione za unijne pieniądze. Chcielibyśmy mieć produkty, które maksymalnie wykorzystają ich potencjał. I po to zatrudnia się projektanta. To nie jest widzenie klienta.

Projektant jest biznesmenem czy twórcą?

Młode pokolenie bardzo się sprofesjonalizowało. Na naszych szkoleniach podyplomowych mamy 150 technologów, projektantów, product managerów, szefów sprzedaży, marketingu, jest ktoś od zachowań klientów. Z różnych firm, poczynając od Ikei do Volkswagena. Studia skończyli już dawno, teraz uczą się design managementu: pracy w zespole, zbierania informacji i przetwarzania ich na wizerunek produktu. Ten z kolei ma odpowiedzieć na potrzeby klienta.

Dam przykład. Tomasz Augustyniak w latach 90. zaprojektował system mebli biurowych płasko pakowanych. Można je łatwo rozmontować i zmontować.

Wtedy w Polsce nikt jeszcze nie robił mebli biurowych. Firma zarobiła nie na podniesieniu ceny produktów, ale na obniżeniu kosztów produkcji. To jest rola projektantów. Wprost tego nie widać. Pani Rosińska tego nie widzi.

Widziałam niedawno w Muzeum Narodowym w Warszawie film dokumentalny o polskich designerkach. Odniosłam wrażenie, że siedzą w samotności i martwią się, że świat nie zna ich pomysłów.

Gdy projektanci się skarżą, że przedsiębiorcy nie chcą kupować od nich projektów, to ja wtedy ich pytam, ile razy byli na spotkaniu z klientem.

IWP nie może ich skontaktować?

Dlaczego ja mam ich kontaktować? Czy to jest środowisko specjalnej troski? Powinni pracować w studiach projektowych, a jak chcą być free lancerami, to muszą się przygotować na to, że sami będą musieli sprzedawać swoją pracę, bo ich nikt nie znajdzie w konspiracji. Trzeba jeździć na targi, wystawy, spotkania. Oczywiście można tak myśleć, bo historycznie instytut był studiem projektowym, które zatrudniało setki projektantów. Produkowano meble, którymi dziś zachwycamy się w niektórych restauracjach i pubach.

Piękne krzesła z lat 60. widziałam w szpitalu na Wołoskiej.

Wtedy to było tanie i niedocenione. Myślano: sklejka na salonach? Skąd. Ale w latach 60. polskie wzornictwo kwitło, w 70. zaczęliśmy z tego rezygnować i przechodzić na licencje i w ten sposób doszliśmy do wielkiej smuty lat 80. W latach 90., gdy wszystko odbiło, instytut próbował odnaleźć swoją rolę na rynku. Teraz nie mamy studia projektowego, jesteśmy doradcą firm, które nie wiedzą, jak się zabrać do współpracy z projektantem.

Trendwizor, wasze biuro trendów, opracowuje je dla polskiego rynku. Czy w Polsce mamy inne niż za granicą?

Przez lata w instytucie kupowaliśmy trendbooki. Były kompletnie nieprzydatne w naszych realiach. Czy trend z krajów skandynawskich będzie odpowiadał rynkowi w Indiach?

Przecież dzisiaj produkty są globalne.

Nie przesadzałabym z tym. Może z kilkunastu sieci dystrybucyjnych. Większość produktów to wyroby regionalne, nie w sensie folkloru, ale miejsca pochodzenia. Pochodzą z danego kraju i od jego sąsiadów.

Co z trendów światowych się u nas nie przyjęło?

Przez wiele lat w Polsce jasne meble były nie do zaakceptowania ani w we wnętrzach mieszkalnych, ani biurowych. Albo kolory tapicerki. Są takie, które w Polsce nie chodzą.

Macie własnych łowców trendów?

Mamy metodologię, raporty światowe, badania rynku, bierzemy pod uwagę kulturę, demografię, poziom dochodów. To wszystko wpływa na trendy. Ale trzeba tę wiedzę zebrać, żeby stworzyć ofertę dopasowaną do naszego rynku. Jest nas 40 milionów. Dystrybutorzy mają się dopasować do nas, nie my do nich. Różnica między trendbookami a nami jest taka, że my pokazujemy, jakie z zastosowania tego czy innego trendu można mieć korzyści biznesowe.

Jak obliczyć korzyść z tego, że modne będą krzesła z szarym obiciem, a nie z czerwonym?

Bo z czerwonym się nie sprzedadzą! Każdy szef zakupów chce wiedzieć, ile ma czego zamówić. Trendwizor jest narzędziem, które pomaga w zarządzaniu przedsiębiorstwem. Trzeba się zalogować, wykupić subskrypcję. To będzie online. Można będzie wziąć dane, pokazać na prezentacji. Będziemy aktualizować je raz, dwa, trzy razy do roku, w zależności od tego, jak przyspieszy rzeczywistość. Trendwizor dopiero uruchomiliśmy.

Co oznacza potencjometr trendu?

Można zmierzyć siłę, temperaturę i potencjał trendu. Np.: jakaś firma ma dobre produkty, ale potrzebuje wizerunku. W Polsce kochamy wycinanki, są rodzime, dobrze się kojarzą. To jest temat temat gorący, hot. Ten, kto szuka takiego gorącego tematu, przesunie potencjometr na wysoką temperaturę. Inna firma nie jest zainteresowana wizerunkiem, tylko kwartalną sprzedażą. Oni nastawią potencjometr na siłę. Kto zaś chce wprowadzić produkt innowacyjny, poszuka trendu o potencjale rozwojowym w przyszłości.

Znam firmy odzieżowe, które trzymają nazwiska projektantów w tajemnicy, żeby cały splendor spłynął na właścicieli.

Duże firmy, w których są zaangażowane fundusze inwestycyjne, chcą pracować z projektantami, ale wolą nie informować o nazwiskach. Boją się, że ktoś ich podkupi.

Nie wszystko da się obliczyć. W trendach jest dużo informacji intuicyjnych.

Sama informacja od łowców nie wystarczy. Znowu przykład. Produkt polski, którego tworzenie od badań, prototypu trwało dwa i pół roku i kosztowało 4,5 mln zł. Wdrażanie produktu to nie jest coś, co się unosi w powietrzu, tego się nie zrobi na podstawie wrażenia.

Weźmy notebooki, o których się teraz tyle mówi. Żeby je wprowadzić do szkół, trzeba sprawdzić, ilu jest uczniów, ile szkół jest podłączonych do Internetu, ile będzie trwała zmiana systemu. Jak ktoś planuje biznes, musi rozumieć trendy społeczne. To nie plotki przy kawie, tylko twarde liczby, demografia, emancypacja kobiet.

Na przykład obecny trend jest taki, że puby, restauracje, kawiarnie się udomawiają. Jaka jest z tego korzyść biznesowa? Producent nie musi robić dwóch typów mebli: biurowych i domowych.

Estetyka budynków użyteczności publicznej. Ktoś nad tym panuje?

To sprawa konserwatora.

IWP nie ma na to wpływu?

Jesteśmy spółką Skarbu Państwa, która świadczy usługi doradcze. Jeśli biblioteka chce zrobić konkurs na wyposażenie, robimy dla nich brief, specyfikację. Zgłaszają się do nas dziesiątki firm. Ja widzę, że jest dobrze. Proszę spojrzeć – w Warszawie deweloperzy korzystają z usług architektów i architektów wnętrz. Ci ludzie nie szukają pracy.

Znajoma projektantka wnętrz mówi: pokaż mi kogoś, kto ma w domu polski design.

Trzeba zejść na ziemię. Proszę zobaczyć kawalerki młodych ludzi. U nich ten młody design jest, jest także design vintage. Najlepiej mówią o tym liczby. 550 przedsiębiorstw i 100 studiów projektowych korzysta z programu „Zaprojektuj swój zysk". W tym jest 50 dużych firm, które zatrudniają tysiące ludzi. Być może to chwilę potrwa, ale oni wszyscy się uczą. I się nauczą.

Dużo osób zgłosiło się do waszego konkursu „Young designer"?

W tym konkursie oceniamy nie produkt, ale projektanta. W komisji są przedstawiciele producentów. Do finału dochodzi dziesięciu projektantów, każdy prezentuje portfolio, a my wybieramy z niego jeden projekt. Dajemy im także szkolenie z prezentacji, bo niektórzy nie umieją tego zrobić. Wielu młodych uważa, że najważniejszą nagrodą jest uczestniczenie w finale. Nie tylko komisja zadaje im pytania, oni też mogą zadać pytania komisji.

Akademie nie uczą młodych ludzi, jak sobie radzić na rynku?

Na polskich uczelniach mamy wielu fantastycznych wykładowców. Ale w programach takiej wiedzy nie ma. W zeszłym roku nasz konkurs wygrała Daria Piotrowska z Łodzi. Dostała 20 tys. zł stypendium, za co mogła kupić notebooka, legalne oprogramowanie, dostała także miesięczny staż w studiu projektowym.

W finale konkursu „Dobry Wzór", który ocenia produkty rynkowe, Daria pokazała plastikowy kontener do przewożenia kota. Podbiła nim serca wszystkich. W rezultacie zatrudniła ją firma Forte. Teraz ma już dwa projekty wdrożone do produkcji. To wielki jej, ale i nasz sukces. My pokazujemy korzyści z projektowania. Edison, wynalazca żarówki, na pytanie premiera: „A co my będziemy z tego mieli?", odpowiedział: „Będzie mógł pan to opodatkować". I ja to właśnie mówię swoim przedsiębiorcom.

Rz: Dużo się dzisiaj o designie mówi, ale nie widać go specjalnie wokół nas. W przestrzeni publicznej, na ulicach.

Beata Bochińska: Ja myślę inaczej. Mamy obecnie niespotykany dotąd boom designu.

Pozostało 98% artykułu
Ekonomia
Stanisław Stasiura: Harris kontra Trump – pojedynek na protekcjonizm i deficyt budżetowy
Ekonomia
Rynek kryptowalut ożywił się przed wyborami w Stanach Zjednoczonych
Ekonomia
Technologie napędzają firmy
Ekonomia
Od biznesu wymaga się odpowiedzialności
Materiał Promocyjny
Fotowoltaika naturalnym partnerem auta elektrycznego
Ekonomia
Polska prezydencja to szansa, by zostać usłyszanym
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje