Nieprzypadkowo w tureckiej Antalii mają się odbyć w czwartek rozmowy szefów dyplomacji Ukrainy i Rosji Dmytra Kułeby i Siergieja Ławrowa. Turcja zabiegała od dawna o rolę pośrednika w konflikcie Ukrainy z Rosją. Czyni to nadal po rosyjskiej agresji.
Przy tym Ankara nie jest wobec niej całkowicie neutralna. Tuż po rozpoczęciu wojny szef tureckiej dyplomacji oświadczył wyraźnie, że Turcja uznaje „rosyjską inwazję za niesprawiedliwą i nielegalną”. Zapowiedział też, że jego kraj nie zamierza przyłączyć się do zachodnich sankcji, tak zresztą uczynił także po aneksji Krymu przez Rosję w 2014 r., potępiając grabież ukraińskiego terytorium.
Z drugiej strony Turcja zablokowała cieśniny Bosfor i Dardanele dla rosyjskiej floty wojennej, ale nie handlowej. Prezydent Wołodymyr Zełenski uznał to za akt przyjazny. W gruncie rzeczy jednak tego rodzaju blokada nie czyni rosyjskiej flocie żadnej krzywdy, gdyż wszystkie potrzebne okręty do prowadzenia wojny są już od dawna na Morzu Czarnym.
Czytaj więcej
Nie potrafiąc zwyciężyć na froncie, Kreml próbuje pokonać Ukrainę przynajmniej we własnej telewizji.
Największą pomocą ze strony Turcji dla Ukrainy są jednak drony bojowe Bayraktar, które sprawdziły się świetnie w walce, eliminując skutecznie z pola walki rosyjskie czołgi i wozy pancerne. W czasie wizyty prezydenta Erdogana w Kijowie z początkiem lutego uzgodniono nawet, że produkcja dronów miałaby zostać uruchomiona w Ukrainie. Miałyby dołączyć do maszyn dostarczonych Ukraińcom od 2019 r. Według niektórych źródeł Kijów miał w chwili agresji 48 dronów. W kilka dni po jej rozpoczęciu ministerstwo obrony poinformowało o zakupie pewnej liczby nowych maszyn. Niewykluczone, że ich dostawy mogą się odbyć za pośrednictwem Polski. Brak na ten temat potwierdzonych informacji, jednak wiadomo, iż wysłannicy polskiego prezydenta przebywali niedawno w Turcji. Niewykluczone, że także w tej sprawie.