– Oficjalne stanowisko naszego kraju jest jeszcze opracowywane, ale mowy nie ma o uznaniu (separatystów) – powiedział minister spraw zagranicznych Kazachstanu Muchtar Tleuberdi, kraju, którego władze w zeszłym miesiącu uratowała wojskowa interwencja Organizacji Układu o Pomocy Zbiorowej (ODKB) na czele z Rosją.
Kazachstan nie zamierza jednak zmieniać polityki nieuznawania zmian granic dokonywanych przez Moskwę, widząc w tym bezpośrednie zagrożenie swojego terytorium. Niezależnie od tego, że powinien być wdzięczny Kremlowi za błyskawiczne przysłanie wojsk w styczniu.
Milczący sojusznicy
Podobnie z innymi sojusznikami Rosji: nikt nie uznał niepodległości „demokratycznych republik ludowych”. Najbardziej uzależniony od Kremla Aleksander Łukaszenko zdążył już kilkakrotnie wystąpić publicznie, ale ani razu nie zająknął się o niepodległości stepowych quasi-państw. Mimo że jeszcze w zeszłym tygodniu zapewniał, że uznanie separatystów „będzie wspólne”: Rosji i Białorusi. Ale Mińsk do tej pory nie uznał nawet aneksji Krymu przez Rosję, mimo że Łukaszenko też obiecywał to już kilka (a może nawet kilkanaście) razy.
Czytaj więcej
Na sporządzonej przez władze Kijowa mapie są setki miejsc, w których można się ukryć przed bombardowaniem. Ale to raczej teoria.
– Tradycyjnie obiecał uznać, ale oczywiście niczego nie uzna, podobnie jak Krymu – podsumował moskiewski politolog Andriej Suzdalcew. Uważa on jednak, że Kreml nie chce wywierać presji na sojuszników, być może by nie natknąć się na rosnący opór.