Ogólnikowo zapisany na unijnym szczycie w lipcu mechanizm praworządności musi teraz zostać przełożony na konkretne przepisy. Zajmuje się tym niemiecka prezydencja UE. W poniedziałek przedstawiła projekt rozporządzenia idący w kierunku oczekiwań polskiego rządu: rozmywania mechanizmu praworządności. Jest on słabszy niż to, co proponowała Komisja Europejska kilka miesięcy temu. Ale dla Polski – jak słyszymy nieoficjalnie – to ciągle za mało i rząd zabiega o dalsze zmiany.
Czytaj także: Skokowy wzrost składki do UE mimo recesji
Konkretne przykłady
Kluczowe z punktu widzenia siły rażenia tego instrumentu są dwie kwestie. Po pierwsze, na jakiej podstawie Komisja Europejska może wnioskować o zawieszenie wypłaty unijnych funduszy dla państwa członkowskiego. Po drugie, według jakiej procedury taka decyzja jest następnie podejmowana przez unijną Radę państw członkowskich.
W obu wypadkach widać wyraźnie, że obecna propozycja jest słabsza i wychodzi naprzeciw oczekiwaniom krajów takich jak Polska czy Węgry, wyrażonym na szczycie UE w lipcu przez premierów Mateusza Morawieckiego i Viktora Orbána.
W starym projekcie Komisji Europejskiej była mowa o sytuacji, gdy „uogólniony deficyt praworządności oddziaływał lub ryzykował oddziaływaniem na zasady zdrowego zarządzania finansami czy ochronę interesów finansowych UE". W nowym projekcie mowa o sytuacji, gdy ewentualne naruszenie praworządności „oddziałuje w wystarczająco bezpośredni sposób na zarządzanie finansami czy ochronę interesów finansowych UE".