Rankiem 26 lutego policjanci z wydziału przestępstw finansowych weszli do budynków diecezji katolickiej w Oslo. Ma to związek ze śledztwem prowadzonym po kilku publikacjach dziennika „Dagbladet", w których ujawniono, że przedstawiciele Kościoła katolickiego w Norwegii dopisywali do listy wiernych osoby, które nigdy nie złożyły stosownych deklaracji.
Kościoły w Norwegii otrzymują dotacje z budżetu „od głowy", zatem za każdą dopisaną duszą co roku wpływa do kasy konkretna suma. Na listę wiernych Kościoła Katolickiego w Norwegii trafiali głównie Polacy.
Prokurator Kristin Rusda powiedziała dziennikowi „Dagbladet", że ma sądowy nakaz przeszukania budynków biurowych diecezji. - Możemy też wchodzić do budynków prywatnych – dodała, mając na myśli prywatne pomieszczenia duchownych.
Kościół katolicki w Norwegii „stosował drogę na skróty"
Po publikacjach norweskiego dziennika biskup Bernt Eidsvig przyznał, że od roku 20011 Kościół katolicki w Norwegii „stosował drogę na skróty" przy zapisywaniu nowych wiernych. Obiecał też, że będzie pilnował, by „tego typu praktyki" nie miały miejsca.
Procedura nakazuje, by każdy nowy wierny złożył oświadczenie na piśmie lub przez specjalny formularz elektroniczny i podał tam swoje dane personalne. Tymczasem z pierwszych ustaleń wynika, że osoby pochodzące z krajów z przeważającą liczbą katolików zapisywano automatycznie, nie informując ich nawet o tym.