Zarządzająca infrastrukturą spółka PKP Polskie Linie Kolejowe (PLK), która zobowiązała się zapłacić należności podwykonawców Astaldi, wypłaciła do ubiegłego tygodnia przeszło 40 mln zł. Pieniądze otrzymały na razie 34 firmy, ale roszczenia zgłosiło blisko 140. Łącznie domagają się w tej chwili ok. 115 mln zł. PLK weryfikuje dokumenty, ale najprawdopodobniej nie uzna wszystkich żądań. Obecnie największy problem dotyczy 20 mln zł dla firm świadczących usługi dla Astaldi, które – mimo wykonywania zleceń o wartości przekraczającej 50 tys. zł – nie zostały zgłoszone inwestorowi. Okazuje się, że jest także grupa firm podwykonawczych, w przypadku których rzeczywista wartość prac ma być znacznie wyższa od zgłaszanej wcześniej przez Astaldi do PLK. Niektóre z firm mają dokumenty świadczące, że inspektorzy nadzoru znali sytuację na budowie, inne dopiero starają się znaleźć dowody na jej potwierdzenie.
Jak powiedział „Rzeczpospolitej" członek zarządu PLK Arnold Bresch, kontrahenci Astaldi do końca nie wiedzieli, że generalny wykonawca zrezygnuje z realizacji kontraktów. Włosi nie wypowiedzieli im wcześniej umów. Dlatego część prac była prowadzona jeszcze na początku października. – Nie mamy jeszcze kompletu roszczeń. Po rozmowach z podwykonawcami wiemy już, że będą oni kompletowali dokumenty do połowy listopada – twierdzi Bresch. Przyznaje, że jeszcze nie wiadomo, jaka będzie ostateczna wysokość żądań ani ile zostanie wypłacone.
Jak informuje PLK, wszystkie należne kwoty mają być wypłacone zgodnie z kodeksem cywilnym i prawem zamówień publicznych. Ale sytuacja podwykonawców, którzy w różny sposób zawierali umowy z Astaldi, sprawia, że roszczenia trzeba rozpatrywać indywidualnie. Dla przyspieszenia płatności pracownicy PLK wzmocnili obsługujący rozliczenia zespół inżyniera kontraktu.
Astaldi w końcu września poinformowało, że wycofuje się z realizacji umów na modernizację dwóch linii kolejowych: odcinkach linii nr 7 pomiędzy Lublinem a Dęblinem oraz linii E59 pomiędzy granicą województwa dolnośląskiego a Lesznem. – Przyczyną wypowiedzenia był niezwykle gwałtowny, znaczny i powszechny wzrost cen materiałów i siły roboczej koniecznych do wykonania tych kontraktów, a także jednoczesny spadek podaży tych materiałów i usług w branży budowlanej – podała spółka. Podwykonawcom nie płacono jednak od czerwca.