Wojsko wielkie, ale małe. Szczyt dużych zakupów uzbrojenia za nami

Targi zbrojeniowe w Kielcach pokazują, że szczyt wielkich zakupów uzbrojenia chyba już za nami. Ale małych problemów do rozwiązania wciąż jest mnóstwo.

Publikacja: 06.09.2024 04:30

Pocisk 155 mm do armatohaubicy Krab kosztuje ok. 30 tys. zł

Pocisk 155 mm do armatohaubicy Krab kosztuje ok. 30 tys. zł

Foto: Adobe Stock

Właśnie kończą się największe targi zbrojeniowe w Europie Środkowo-Wschodniej, czyli Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Tym razem zabrakło wielkich, spektakularnych umów na zakup uzbrojenia dla Wojska Polskiego, ale w sumie… nie jest to nic złego. Akurat w tym przypadku rację ma szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera, twierdząc, że nie ma sensu działać na szybko, pod presją czasu.

W każdym razie, tak jak pisaliśmy jako pierwsi na łamach „Rzeczpospolitej”, umowy na czołgi K2, którą zapowiadał wicepremier minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, nie podpisano. Ale to nie znaczy, że nie zostanie ona sfinalizowana w najbliższych miesiącach.

Czytaj więcej

Odpalanie eksportu zbrojeniówki. Rusza wielka promocja polskiego arsenału

MON przegrywa z ministrem finansów

Jakie wnioski płyną z tej imprezy? Po pierwsze, można zaryzykować tezę, że czasy podpisywania wielkich spektakularnych zakupów uzbrojenia – co kilka tygodni na co najmniej kilkanaście miliardów złotych – powoli odchodzą do lamusa. Oczywiście, jeszcze kilka takich transakcji jest przed nami. Być może wspominane już czołgi K2, na pewno produkowane przez polski przemysł zbrojeniowy wozy bojowe Borsuk, najpewniej artyleria rakietowa Himars.

Jednak już np. szybkiego podpisania umowy na zakup okrętów podwodnych (nie mylić z deklaracjami o chęci zakupu) nie ma się co spodziewać. W każdym razie takiej ofensywy kontraktowej jak w 2022 r. oczekiwać nie ma sensu. Niedawna umowa na zakup 96 śmigłowców AH-64 Apache to jeden z ostatnich rozdziałów tej opowieści.

Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, że w zakupach zbrojeniowych coraz mniej ma do powiedzenia Ministerstwo Obrony Narodowej, a coraz więcej Ministerstwo Finansów. Na tym polu walki Excel coraz częściej wygrywa z tradycyjnym sprzętem wojskowym.

Do tej pory Wojsko Polskie zakontraktowało 180 czołgów K2

Do tej pory Wojsko Polskie zakontraktowało 180 czołgów K2

Fotorzepa, Jakub Czermiński

Zmianę czuć w powietrzu

Po drugie, widać pewną zmianę w podejściu wielkich koncernów zbrojeniowych zza granicy. Jak zauważył jeden z moich znakomitych kolegów po fachu, w tym roku zaprezentowano znacznie mniej sprzętu amerykańskiego. W sumie trudno się dziwić – w końcu Amerykanie sprzedali nam już prawie wszystko, co sprzedać chcieli. Tam, gdzie na targach stali Amerykanie, pojawili się Niemcy z Rheinmetalla, ale odium tego, że nie dostarczyli nam zamówionej amunicji artyleryjskiej, będzie się za nimi ciągnąć jeszcze długo.

Z drugiej strony, choć nie podpisano umowy na zakup koreańskich czołgów, to np. polska Grupa WB zawarła z koreańskim Hanwha Aerospace porozumienie o budowie fabryki amunicji rakietowej. „Rakietowe” negocjacje Koreańczycy najpierw prowadzili z przedstawicielami państwowej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Nie udało się. Z prywatnymi przedsiębiorcami poszło lepiej.

Co ciekawe, na ten zakład pieniądze mają wyłożyć sami zainteresowani, czyli polscy i koreańscy przedsiębiorcy, a nie Skarb Państwa. Udział państwa „ogranicza się” do zamówienia rakiet. Jeśli chodzi o zaangażowanie przemysłu, to prawdopodobnie jest to do tej pory najpoważniejsze przemysłowe wejście Koreańczyków w zbrojeniówkę w Polsce.

Co z tą amunicją?

Na targach w Kielcach nie zabrakło oczywiście ważnych deklaracji ważnych polityków. O tym najgorętszym temacie ostatnich tygodni, o tym, że powinniśmy mieć zdolności do produkcji amunicji artyleryjskiej, mówiło wielu. Chyba wszystkich przebił marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który napomknął o nawet trzech fabrykach do produkcji amunicji w Polsce.

Problem w tym, że mimo wzniosłych deklaracji potrzebna jest bardzo przyziemna decyzja o tym, od kogo kupić amunicję. Bo dopiero podmiot, który będzie miał zamówienie, faktycznie zacznie budować taką fabrykę. A na razie nikt takiej decyzji nie podjął i jakoś nie widać przesłanek mówiących o tym, że to się wkrótce wydarzy. I mam nadzieję być tutaj w błędzie.

Czytaj więcej

Gra o amunicję pełna fajerwerków. Kto będzie ją produkować w Polsce?

Armia wielka, armia mała

Oglądając sprzęt wystawiony przez Wojsko Polskie i rozmawiając z żołnierzami, znów miałem wrażenia słodko-gorzkie. Na pewno do plusów należy zaliczyć to, że nawet na targach widać, że do armii trafia coraz więcej nowoczesnego sprzętu. Liczba armatohaubic, czołgów czy nowych samolotów w najbliższych latach będzie się szybko zwiększać. Co ważne, np. załogi tych armatohaubic opowiadają o tym, że regularnie, kilka razy w roku, strzelają na poligonach, a to przez lata było poważnym problemem. Choć też trzeba pamiętać, że jeden dzień takiego strzelania jednej armatohaubicy to koszt jednego nowego domu, czyli setki tysięcy złotych.

Ale wojskowa rzeczywistość wciąż bywa trudna do ogarnięcia rozumem dla cywila. Bo z jednej strony momentami chcemy kończyć z fikcją i malowaniem trawy na zielono. Jako taki ruch można spojrzeć na niedawne rozporządzenie ministra obrony dopuszczające noszenie brody przez żołnierzy. Wcześniej brodacze załatwiali sobie po prostu „zwolnienia lekarskie”, twierdząc, że mają problemy z cerą po goleniu.

Jednak są też sytuacje tak absurdalne, że nadają się do kabaretowego Monty Pythona. Oto przykład. Kupujemy sprzęt za miliony złotych, czyli doskonałe zdalnie sterowane systemy wieżowe na pojazdy opancerzone – tzw. ZSSW 30. To rozwiązanie polega na tym, że wieżyczką steruje operator, który jest w środku pojazdu (nie w wieży) i widzi to, co jest na zewnątrz na swoim pulpicie. Jest tu doskonała stabilizacja obrazu, system sam śledzi cel, itd. Naprawdę zaawansowana technologia.

Jednak problemy pojawiają się, gdy mamy brudną szybę – trochę jak w samochodzie. W pojeździe opancerzonym trudności są, gdy zabrudzą się urządzenia obserwacyjne, m.in. kamery. Oczywiście jest specjalny system do ich czyszczenia. Ale mimo że wydaliśmy miliony złotych na każdą z takich wież, to często brakuje nam pieniędzy na… specjalny płyn do urządzenia myjącego te czujniki. Bez niego żołnierze korzystają po prostu z wody, która oczywiście jest mniej skuteczna.

Tak więc, mimo że wciąż powtarzamy, że armia ma być wielka, że zaraz będziemy wydawać na obronność prawie 5 proc. PKB, to jednak „na dole” sytuacja wygląda nieco inaczej niż na konferencjach polityków.

Właśnie kończą się największe targi zbrojeniowe w Europie Środkowo-Wschodniej, czyli Międzynarodowy Salon Przemysłu Obronnego w Kielcach. Tym razem zabrakło wielkich, spektakularnych umów na zakup uzbrojenia dla Wojska Polskiego, ale w sumie… nie jest to nic złego. Akurat w tym przypadku rację ma szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera, twierdząc, że nie ma sensu działać na szybko, pod presją czasu.

W każdym razie, tak jak pisaliśmy jako pierwsi na łamach „Rzeczpospolitej”, umowy na czołgi K2, którą zapowiadał wicepremier minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz, nie podpisano. Ale to nie znaczy, że nie zostanie ona sfinalizowana w najbliższych miesiącach.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Biznes
Prezes Polskiej Amunicji: Na fabrykę amunicji od 1,5 do 2,5 mld zł
Biznes
Piotr Wojciechowski, Grupa WB: Nie oczekujemy dotacji, ale zamówień polskiej armii
Biznes
Decyzja o eksperymentalnym użyciu polskich satelitów. Chodzi o powódź
Biznes
Cła na elektryki z Chin. Hiszpania apeluje o kompromis. USA i Kanada podwyższają stawki
Biznes
Portugalia walczy z kryzysem mieszkaniowym. Powstanie 59 tys. nowych mieszkań
Materiał Promocyjny
Jak wygląda auto elektryczne