Prezes Rainbow Tours: To może być najlepszy rok w historii

Mimo wyższych cen wycieczek liczba klientów wzrośnie – przewiduje Grzegorz Baszczyński, prezes Rainbow Tours.

Publikacja: 07.03.2023 03:00

Prezes Rainbow Tours: To może być najlepszy rok w historii

Foto: mat. pras.

Podaliście państwo niedawno, że liczba rezerwacji wycieczek na najbliższy sezon letni wzrosła o niemal 44 proc., licząc rok do roku. Tymczasem analitycy się obawiali, że w związku ze słabnącą koniunkturą gospodarczą liczba obsłużonych klientów oraz przychody spółki w tym roku spadną. Co zatem mogą przynieść kolejne miesiące?

Nie spodziewam się, byśmy w tym roku zorganizowali mniej wycieczek niż w ubiegłym. W zeszłym roku, dokładnie o tej porze, wybuchła wojna w Ukrainie. W okresie od 24 lutego do końca marca sprzedaż praktycznie zamarła. Spadki sprzedaży były bardzo duże i sięgały 60–70 proc. Nominalny wzrost sprzedanych wycieczek, porównując rok do roku, będzie się zatem pogłębiał w związku z efektem bazy. Nie wyobrażam sobie, byśmy w I kwartale nie odnotowali wzrostu liczby sprzedanych wycieczek mniejszego niż 40–45 proc.

Jakie są nastroje klientów?

Sprzedaż wycieczek na tegoroczny sezon letni przyspieszyła w okolicach połowy grudnia. We wrześniu i październiku, czyli w czasie gdy zaczynamy oferować kolejny sezon letni, sprzedaż rozwijała się relatywnie wolno. Oczywiście notowaliśmy dodatnią dynamikę rok do roku, ale nie była ona tak spektakularna, jak pokazuje najświeższy raport. Podejrzewam, że pod koniec lata zeszłego roku i przez jesień nasi konsumenci byli w stanie wyczekiwania i niepewności, wywołanymi mediową negatywną narracją dotyczącą recesji czy też obawami o dostępność surowców zimą. Teraz można już stwierdzić, że konsumenci przeszli przez zimę w miarę gładko. Oczywiście jest drożej, ale czarny scenariusz, czyli braki ogrzewania, prądu czy paliwa, nie zrealizował się.

Konsumenci doszli też do wniosku, że spowolnienie gospodarcze, jakie mamy obecnie, nie zmienia ich chęci i motywacji do podróżowania. Nasza główna grupa docelowa to osoby między 45. a 60. rokiem życia, z ustabilizowaną sytuacją finansowo-rodzinną, często ze spłaconymi kredytami hipotecznymi, których wyższe stopy procentowe nie dotykają tak mocno. W moim pojęciu ten segment rynku nie jest dotknięty inflacją czy wzrostem kosztów życia tak silnie, jak pozostała część klasy średniej.

Ważne, jest także to, że ta grupa wykształciła już u siebie przyzwyczajenie do podróżowania za granicę raz, dwa razy rocznie, a sam produkt turystyczny przestał być dobrem luksusowym i stał się istotną potrzebą życiową. Wszyscy pracujemy dużo, wszyscy prowadzimy życie pełne stresów i wyzwań, więc potrzebujemy od czasu do czasu zresetować się w jakimś pięknym zakątku świata.

Kolejny powód tak spektakularnego wzrostu sprzedaży może wynikać z tego, że ofert last minute w zeszłym roku było mało albo były bardzo drogie. Wówczas w związku z osłabieniem złotego i wzrostem cen paliwa lotniczego ceny wycieczek latem zaczęły mocno rosnąć. Musieliśmy podnosić ceny, żeby nadążyć za rosnącymi kosztami oraz za silnym popytem. Teraz konsumenci być może chcą się ustrzec przed powtórką i wolą kupić wycieczkę wcześniej.

Czy tak wysokie tempo wzrostu sprzedaży może się utrzymać?

Raczej się zmniejszy, bo nie wierzę, że rynek nagle urośnie o 40 proc. Nie widzę ku temu podstaw. Na razie jednak sytuacja jest bardzo dobra i zakładam, że jeśli chodzi o liczbę klientów, to w tym roku powinniśmy ich obsłużyć o co najmniej 10–15 proc. więcej niż w roku ubiegłym. Oznacza to także jeszcze większy wzrost przychodów, bo cały czas rośnie nam średnia cena wycieczki, co wynika po części ze wzrostu wartości dolara, cen paliwa ale także ze wzrostu kosztów usług, które kupujemy, a więc głównie samolotów i hoteli. Reasumując, nie wykluczyłbym, że możemy osiągnąć nawet 3 mld zł przychodów w tym roku. Rośnie też marża. Bardzo tego pilnujemy i wydaje się, że możemy bardzo pozytywnie zaskoczyć rynek wynikami.

Jak może kształtować się w tym roku marża i rentowność?

W zeszłym roku do końca kwietnia mieliśmy sprzedane wycieczki na lato 2022 dla około 150 tys. pasażerów. Wycieczki te mieliśmy zabudżetowane według „przedwojennej” ceny paliwa i kursu dolara, czyli z obecnej perspektywy bardzo niskiego. W związku ze skokiem kosztów, do którego doszło w kolejnych miesiącach, musieliśmy do tych pasażerów dopłacić, jak oceniam, około 40 mln zł. W tym roku sytuacja jest dokładnie odwrotna: nasze kalkulacje oparte są na wyższym kursie dolara i cenie paliwa, a zarówno jeden, jak i drugi z tych komponentów od kilku miesięcy systematycznie tanieje. Jednocześnie bardzo dobra sprzedaż skłania nas do podnoszenia cen, nasza średnia marża zatem jest obecnie istotnie wyższa niż w roku ubiegłym. Jeśli więc nie dojdzie do skokowego wzrostu kosztów, tak jak w roku ubiegłym, może to być rekordowy rok w historii spółki.

Czy wojna na Ukrainie wpływa na działalność Rainbow Tours (pomijając wzrost kosztów)?

Poza istotnym spadkiem sprzedaży w zeszłym roku w ciągu czterech tygodni zaraz po wybuchu wojny to właściwie nie. Część przelotów, np. do Azji, wydłużyła się. Nie oferujemy też wycieczek do Rosji i Ukrainy, choć wcześniej były w naszej ofercie. Musimy też uważać, w których hotelach kwaterujemy polskich klientów, zwłaszcza w Turcji, bo tam wiele hoteli jest bardzo „rosyjskich”.

Do jakich zmian doszło, jeśli chodzi o kierunki wycieczek?

Jesteśmy bardzo zadowoleni z mijającej zimy, a w szczególności ze sprzedaży oferty egzotycznej. W styczniu mieliśmy przychody wyższe o ponad 70 proc., podobnie będzie w lutym i marcu, więc pierwszy kwartał zapowiada się rewelacyjnie. Na turystów w końcu otworzyła się Azja, zamknięta przez całą pandemię. Klienci byli bardzo wytęsknieni kierunków typu Tajlandia czy Wietnam i może trochę już znudzeni Karaibami. Jeśli chodzi o ich wybór na lato, to Turcja nadal wygrywa ze wszystkimi, a cały rynek notuje ogromne zwiększenie sprzedaży. Duży wzrost zaliczy w tym roku Tunezja, gdzie ceny hoteli nie wzrosły tak bardzo jak np. w Turcji. W mojej opinii ten kraj oferuje dobry produkt za chyba najniższą cenę w basenie Morza Śródziemnego.

Jak pan postrzega dziś pozycję konkurencyjną spółki?

Jesteśmy stabilnym numer trzy na polskim rynku. Konkurenci, zarówno przed nami, jak i za nami, także notują mocną sprzedaż, natomiast nie ma wojny cenowej i agresywnych obniżek cen, tak jak to było w 2018 r. Dziś takich zachowań nie widzę. Ten rok zapowiada się jako spokojny i solidny z dużą rentownością w naszej branży.

Jak sprawują się greckie hotele, należące do Rainbow?

Zarządzamy pięcioma hotelami i tu nic się nie zmieniło. Biznes hotelowy bardzo dobrze się odbudował w zasadzie już w zeszłym roku. W pandemii rzeczywiście było ciężko, bo w 2020 r. operowaliśmy przez część sezonu, tylko w trzech hotelach i mogliśmy liczyć właściwie tylko na klientów Rainbow. W 2022 r. było już bardzo dobrze, a hotelowa spółka osiągnęła ponad 50 mln zł przychodów i dość pokaźny zysk netto. Dziś udział Rainbowa w przychodach spółki systematycznie maleje, dlatego że na rynkach zachodnich udaje nam się osiągać wyższe ceny. Plan na zimę 2023–2024 zakłada rozbudowę dwóch istniejących hoteli i powiększenie liczby pokoi o około 50 w każdym, co znacznie poprawi rentowność w całej spółce.

Biznes
Kolejny koncern zbrojeniowy z Unii będzie produkował na Ukrainie
Biznes
Gdzie wyrzucić woreczek po ryżu? Wiele osób popełnia ten sam błąd
Biznes
Trump pozbywa się papierowych słomek. To (częściowo) dobra decyzja, mówią ekolodzy
Biznes
TikTok powraca do sklepów z aplikacjami Apple i Google w USA
Biznes
Kto dostarczy okręty dla Polski, nowe cła USA i zmiany w programie mieszkaniowym