Ale zacznijmy od początku i wyjaśnijmy, w czym tkwi istota Przemysłu 4.0. O ile poprzednie trzy rewolucje przemysłowe (wykorzystanie silnika parowego, elektryczności, a potem automatyzacja produkcji) miały na celu zwiększenie produkcji i obniżenie kosztów, to obecna fala zmian pozwoli zindywidualizować produkty i dostosować je do potrzeb i gustów poszczególnych klientów. Za kilka lat każdy z nas powinien być w stanie zamówić jedyne w swoim rodzaju buty sportowe, meble czy samochód, a producent - dostarczyć je w ciągu kilku dni. Będzie to wymagało daleko idących zmian w zakładach produkcyjnych: nużące i powtarzalne zadania pracowników przejmą autonomiczne roboty, inżynierowie będą korzystali z symulatorów do projektowania produktów oraz optymalizacji linii produkcyjnych. Narzędziem codziennej pracy staną się takie urządzenia jak Google Glass czy drukarki 3D, które na miejscu będą przygotowywać nie tylko fragmenty produktów, ale również np. części zamienne do maszyn. Dzięki systemowi sensorów maszyny i produkty będą ze sobą zintegrowane i podłączone do jednego oprogramowania.
Ten opis może wyglądać futurystycznie, ale takie instalacje wprowadza już coraz więcej zakładów – zwłaszcza w USA i Niemczech, które są globalnymi liderami wyścigu do przemysłu 4.0. Widzą w nim szansę na odzyskanie konkurencyjności w obszarze produkcji, a rządy ich krajów – na umocnienie pozycji w światowej gospodarce. Niemcy przewidują, że wprowadzenie nowych technologii do przemysłu może zwiększyć produktywność ich gospodarki o 90-150 mld euro. Stany Zjednoczone widzą szansę na reindustrializację kraju i ściągnięcie do siebie najbardziej atrakcyjnych zakładów produkcyjnych.
Za politycznymi dyskusjami idą realne działania: Adidas ogłosił niedawno plan budowy nowej, w pełni zautomatyzowanej fabryki obuwia, która ma powstać w Niemczech. Firma zapowiada też, że jeżeli pierwszy zrobotyzowany zakład się sprawdzi, to zamierza otworzyć kolejne we Francji i Wielkiej Brytanii, a nawet rozważa uruchomienie produkcji ubrań sportowych w Niemczech. W idealnym scenariuszu za 2 lata niemiecka drużyna piłkarska będzie biegała po murawie w ubraniach z metką „Made in Germany”.
Przemysł 4.0, podobnie jak poprzednie rewolucje przemysłowe, zmieni układ sił na rynku pracy. Niemcy szacują, że dzięki zmianom technologicznym i reindustrializacji w ich kraju powstanie dodatkowe 390 tys. miejsc pracy – ale przyznają, że będą to stanowiska zupełnie inne od dotychczasowych. Maszyny będą przejmować coraz bardziej skomplikowane zadania operacyjne, a zakłady będą poszukiwały specjalistów od robotyki, symulacji, elektroniki i analizy danych. Już teraz ponad połowa przyszłych inżynierów kształconych w Polsce na najlepszych uczelniach technicznych wiąże swoją przyszłość z Przemysłem 4.0. Ich zdaniem biznesowi najwięcej korzyści przyniosą symulacje, możliwość analizowania ogromnych ilości danych, a także pionowa i pozioma integracja systemów informatycznych. Niestety wielu z nich bierze pod uwagę konieczność wyjazdu z kraju, bo na razie oceniają tempo wdrażania zmian technologicznych w polskich firmach jako umiarkowane, niskie lub żadne.
W obliczu czwartej rewolucji przemysłowej Polska będzie musiała wybrać swoją ścieżkę. Nie ulega wątpliwości, że jesteśmy gospodarką zbyt małą, aby wyznaczać trendy i porywać się na wielkie eksperymenty, ale jednocześnie zbyt dużą, aby nadchodzące zmiany ignorować. Jeśli znajdziemy się po tej samej stronie co Niemcy, będziemy potrzebować świetnie wykształconych, interdyscyplinarnych pracowników. Jeśli postanowimy czekać, to podobnie jak wiele innych krajów możemy mieć problem z zagospodarowaniem osób, które dziś znajdują zatrudnienie w firmach produkcyjnych.