System handlu uprawnieniami (EU ETS) jest kluczowym narzędziem polityki klimatycznej UE, którego celem jest redukcja emisji. System działa już od 2005 r. Uprawnienia do emisji CO2 były wówczas przydzielane za darmo. EU ETS limituje ilość emisji, które mogą być emitowane przez energochłonne sektory przemysłu czy producentów energii.
Od 2013 r. uruchomiono aukcje, a każdy kraj otrzymywał darmową pulę uprawnień – i rozpoczął się handel. Zgodnie z unijną dyrektywą EU ETS 50 proc. środków ze sprzedaży uprawnień (lub ich równowartość) powinno być wykorzystanych na cele środowiskowe. Państwa członkowskie mają jednocześnie co roku przedkładać Brukseli sprawozdania o wykorzystaniu dochodów uzyskanych z aukcji uprawnień lub ich równowartości finansowej.
Rekompensaty zamiast transformacji
Bruksela nie miała dotychczas uwag do wydatkowania tych środków i ich raportowania. Na co te pieniądze są przeznaczane przez polski rząd? Przyjrzyjmy się danym z 2019 r. Wówczas sprzedaliśmy uprawnienia za ponad 10,8 mld zł. Co zrobiono z tymi pieniędzmi? Niemal 4,6 mld zł trafiło do powstałego wówczas Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny, który rekompensował spółkom obrotu „zamrożenie cen energii" dla odbiorców. Pozostałe środki trafiły m.in. na konto Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Zgodnie z prawem ok. 1,1 mld zł przeznaczono na tzw. fundusz zielonych inwestycji. Pieniądze te sfinansowały m.in. program „Mój prąd".
Pozostałe ponad 5 mld zł trafiło do budżetu państwa. Polska zaraportowała, że równowartość tych środków przeznaczono na inne cele środowiskowe, w tym głównie realizację programu termomodernizacyjnego „Czyste powietrze" czy wsparcie wytwórców energii ze źródeł odnawialnych.