Całą noc z poniedziałku na wtorek przedstawiciele Parlamentu Europejskiego i unijnej Rady próbowali wynegocjować kompromisowe przepisy dotyczące klonowania zwierząt w produkcji żywności. To była ostateczna próba rozwiązania trwającego wiele miesięcy sporu między tymi dwoma organami legislacyjnymi UE. Nie udało się, co oznacza, że UE ma wciąż przepisy o nowej żywności z 1997 roku, gdzie o klonowaniu nie ma mowy.
Obie strony obarczają się winą za porażkę negocjacji. Parlament Europejski chciał jak najdalej idącej ochrony konsumenta i zakazu produkcji żywności z klonów i ich potomstwa, a także zakazu importu takich produktów, a przynajmniej ich wyraźnego metkowania.
58 procent obywateli UE nie uważa klonowania zwierząt do produkcji żywności za niedopuszczalne
– To byłoby niewykonalne. W praktyce musielibyśmy sporządzić drzewo genealogiczne dla każdego plasterka sera czy salami – komentował Sandor Fazekas, węgierski minister rolnictwa Sandor Fazekas, który prowadził negocjacje w imieniu rządów państw członkowskich. Zdaniem krytyków, np. z Eurogroup for Animals, to argument powtarzany za Amerykanami: ich lobby żywnościowe twierdzi, że taka identyfikacja jest niemożliwa. Również obawa przed wnioskami na forum WTO m.in. ze strony USA o niedozwolone praktyki handlowe powodowała Radą, a wcześniej Komisją Europejską, gdy proponowały mniej restrykcyjną legislację.
Rada proponowała czasowy zakaz produkcji oraz sprowadzania żywności ze zwierząt sklonowanych. Zdaniem PE takie ograniczenia nie mają wielkiego sensu, bo mało kto produkuje żywność bezpośrednio z klonu: jest on zbyt drogi. Do tego celu jest raczej wykorzystywane potomstwo klona. – Żaden rolnik nie kupi sklonowanego wołu za 100 tysięcy euro, żeby zrobić z niego hamburgery – przekonują parlamentarni negocjatorzy przepisów Gianni Pittella (włoski socjalista) i Kartika Liotard (holenderska socjalistka).