Czytaj także: Kara grozi już za unikanie lekarza przed szczepieniem
Były główny inspektor sanitarny Marek Posobkiewicz przypomina, że już pojawiają się ogniska odry przywleczonej z zagranicy, jak rok temu w mazurskim zakładzie mięsnym zatrudniającym Ukraińców. – Jeśli napływ nieszczepionych połączyć ze spadkiem odsetka zaszczepionych w Polsce, związanym m.in. z działalnością ruchów antyszczepionkowych, stoimy przed ryzykiem epidemii – mówi Posobkiewicz. W jego ocenie zastrzyki dla uchodźców i imigrantów kosztowałyby kilkadziesiąt milionów rocznie i warto ponieść ten koszt.
Rząd chciałby szczepić nawet uchodźców będących u nas przejazdem, np. trafiających do ośrodków na mniej niż trzy miesiące (potem podlegają temu obowiązkowi). Rozważa też wymóg przedstawienia książeczki szczepień Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) przy wjeździe do Polski lub staraniach o wizę.
Myroslawa Keryk, prezes fundacji na rzecz Ukraińców w Polsce „Nasz wybór", uważa pomysł za nieuzasadniony: – Na Ukrainie ruchy antyszczepionkowe są w mniejszości, a większość rodziców szczepi dzieci. Nie przypuszczam, by studenci byli niezaszczepieni. W latach 90. był nacisk na szczepienia przeciwko gruźlicy i surowo tego przestrzegano – tłumaczy.
Biznes boi się utrudnień dla cudzoziemców chcących u nas pracować. Zdaniem Jakuba Gontarka z Konfederacji Lewiatan pracodawcy byliby gotowi pokryć koszt szczepień: – Wymóg posiadania książeczki WHO nie jest rozwiązaniem. Potrzebujemy systemu, który zweryfikuje stan zdrowia cudzoziemców – dodaje.